Ej ludziska!
Wątróbka! Surowa, drobiowa wątróbka!
Posiekać na centymetrowe kawałki, spodek pod nos podstawić.
No, troszkę żartuję, ale na mojego Borysa tylko to zadziałało, tyle, że każdy kot jest inny, więc nie gwarantuję efektu. Whiskasa nie tknął. Trzeba wszystkiego próbować, co tylko jest w domu i sklepach w promieniu paru kilometrów i mogłoby sie ewentualnie nadawać do jedzenia, choćby nawet było niezdrowe dla kota. Potem będzie już z górki.
A druga sprawa, to "kabelem kota"!
To cytat z wątku o głupich tekstach do kotów, tak powiedziało jakieś słodkie dziecko, a chodzi o to, żeby zabawiać kota jakimś sznureczkiem, ciągąc mu go przed oczami. Na początku kot zwykle tylko się gapi, ale potem, np. na drugi dzień zaczyna się bawić.
Po trzecie dobrze działa siadanie w pobliżu kota, gadanie do niego, potem można się przysuwać, potem zacząć myziać itd. Tylko żadnych gwałtownych ruchów.
Jest jeszcze jedna, raczej drastyczna metoda, czy wręcz barbarzyńska: pokropić sznureczek kroplami walerianowymi. Efekt murowany.
Jestem raczej przeciwna rozwiązaniom siłowym w kwestii karmienia. To zniechęca zwierzę do kontaktu z opiekunem. Może się zdarzyć, że kot zdziczeje, będzie się bał każdego kroku. Na widok strzykawy dostanie drgawek, albo zacznie drapać, albo nie wiem co...