B_elf_er, dwie optymistyczne historie do twojej wiadomości:
Mój syn jest alergikiem.
Puma była z nami 11 lat. Po jej śmierci wzięliśmy 2 kotki małe, rodzeństwo. Ja, która nigdy żadnej alergii nie miałam, zaczęłam kichać i prychać - tylko w domu - przeokropnie. O synu lepiej nie mówić. A było lato, okna cały czas pootwierane. Trwało to jakieś 2-3 miesiące, objawy były coraz słabsze. Minęły zupełnie. Organizmy nam się widocznie przyzwyczaiły do tej nowej sierści

Kotki są z nami już półtora roku ponad.
Gorzej było z moją sąsiadką, astmatyczką, panią po 50-tce, która wzięła kota po śmirci swojego psa.
Jakieś 1,5 miesiąca po tym wydarzeniu zadzwoniła do mnie z płaczem, że ona musi kota oddać, szuka mu dobrego domu, bo się strasznie dusi, nasiliły jej się objawy astmy, a jej dr pulmonolog na wieść o kocie w domu rwie włosy z głowy i odmawia leczenia. Był luty, zima. Kot schroniskowy, po ogromnych przejściach. Ale szukanie przeciągało się, bo pani chciała najpierw kotka wyleczyć i wysterylizować.
W maju pani stwierdziła, że kota nie odda. Objawy złagodniały, pani zażywała leki sterydowe i stwierdziła, że woli się leczyć niż oddawać swojego dobrego przyjaciela. Dziś - minął już rok od tamtej pory - kot jest nie do poznania, radosny, okrąglutki, wpatrzony miłośnie w swoją panią.
Życzę wszystkiego dobrego tobie, twojej rodzinie i Tico.