Wklejam to co dostałam na temat Bezy, dość długie, ale świetnie się czyta. Jeśli Beza zostanie, będzie napewno dokarmiana przez moją znajomą, ale kolejnego kota do domu napewno nie weźmie. Może ktoś zechce takie cudo? W razie czego spróbuję jakoś załatwić sterylkę (znajoma już nie czuje się finansowo na siłach, jateż nie, ale coś się pokombinuje).:
"Historia Bezy jest dość niestandardowa. Zaczęła się dla mnie od czasu, kiedy
moja przyjaciółka zaczęła wynajmować dom na moim osiedlu. Miało to miejsce
jakieś półtora roku temu. Wraz z domem "odziedziczyła" parę bezpańskich
kotów. Koty mieszkały w szopie na posesji, a zimą włamywały się do piwnicy
domu.
Imię Bezie nadał czteroletni wówczas synek przyjaciółki. Beza miała okrągłe
brzuszysko, więc została Bezą. Od czasu do czasu była dokarmiana. Mniej
więcej w styczniu 2005 Beza była umierająca. Przyjaciółka zobaczyła, że
kotka charczy i ledwo oddycha. Nie mogła nic jeść, nie piła nawet mleka.
Przez kilka dób prawdopodobnie w ogóle nie przyjmowała pokarmów. Została
zaniesiona do weterynarza, właściwie w jednym celu - żeby skrócić jej mękę.
Weterynarz jednak nie dał za wygraną i wyleczył Bezę. Kosztowało to wiele
czasu i wysiłku, były codzienne kroplówki, zastrzyki wzmacniające itp. itd.
W międzyczasie Beza została przeniesiona do piwnicy. I kiedy była już na
dobrej drodze do wyleczenia, pękła bomba. Beza jest w ciąży. Weterynarz nie
chciał dokonać kastracji, bo Beza była w bardzo słabej formie. Ponieważ
istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że kocięta urodzą się chore, a
nawet zdeformowane ze względu na silne antybiotyki i inne leki, więc
postanowiono je uśpić zaraz po urodzeniu. Beza jednak była mądrzejsza.
Siedziała sobie grzecznie w piwnicy i nie dawała po sobie znać, że coś
kombinuje. Jednak, gdy już przyszło co do czego, to urodziła w najdalszym
zakątku pod schodami. Nie można było jej tam dosięgnąć, dostęp tarasowało
zgromadzone przez właściciela domu drewno na opał. Dopiero kiedy mąż
przyjaciółki dosłownie wypiłował dostęp do Bezy, znaleziono mamę i cztery
Beziątka. Jedno - rude - już nie żyło, leżało daleko od mamy i rodzeństwa.
Druga - tricolorka - też nie była przy Bezie. Mimo dokarmiania butelką
zmarła po kilku dniach, nie umiała nawet ssać podstawianego jej sutka.
Pozostały dwa: rudy kotek w paseczki i rudo-biała dziewczynka. Po tych
wszystkich perypetiach ze znajdowaniem maluchów, nie było już oczywiście
mowy o żadnym usypianiu. Kocięta zostały przeniesione do ciepłej łazienki.
Problem był z Bezą, która nie umiała załatwiać się do kuwety. Po ponad dwóch
dobach oczekiwania na "skarb" w kuwecie, w 10 dni po porodzie przyjaciółka
wypuściła Bezę na dwór. I tam na jej oczach Beza została dopadnięta przez
domniemanego ojca pierwszych Beziątek - rudobiałego kocura o wybujałym
temperamencie - Dyzia. Sprawdzałyśmy w książkach, pytałyśmy weterynarza:
nie, nie absolutnie niemożliwe jest, aby kotka zaszła w ciążę w 10 dni po
porodzie. Beza z Dyziem jednak wiedzieli lepiej. Druga edycja Beziątek
urodziła się w lipcu. Były tylko dwa: kocurki: rudy i rudo biały.
Wszystkie kotki znalazły dom. Kociczka z pierwszego miotu została nazwana
Salma i zyskała duży kochający dom oraz starszego rudego brata, egzotyka
Forresta. Drugi z pierwszego miotu - Baltazar - wyjechał do Warszawy. Ma
kompletnie zakręconą na jego punkcie panią oraz dwóch chłopaków do
towarzystwa: Kłopota, który mu matkuje i Behemota, który ciągle brzydzi się
obecnością Baltazara, ale już go nie morduje. Jedno z kociątek z drugiej
edycji trafiło aż do Łodzi. Kompletnie zdominował dwóch dorosłych
rezydentów. Ma na imię Pasik. Czwarte kociątko po pewnych perypetiach ze
zmianami domu w końcu trafiło do Warszawy. Ma do dyspozycji dwa domy
(właścicieli i ich rodziców) oraz trzy (ludzkie) dziewczynki do bawienia.
Dostał imię Nikoś.
Niestety Beza nie może zostać tam, gdzie jest. Przyjaciółka wkrótce (pod
koniec marca 2006) przeprowadza się do nowego domu. Nie może wziąć Bezy ze
względu na swoją kotkę Mrusię. Mrusia jest zaszczuta przez Bezę, psychicznie
i fizycznie. Nigdy nie ułożyły sobie kontaktów, chociaż mieszkają ze
zmiennym szczęściem pod wspólnym dachem od roku. W najgorszym razie zostanie
tam, gdzie jest, zdana na łaskę nowych osób wynajmujących dom.
Beza jest pasiasta szarą kotką z przebłyskami rudego. Wg mnie ma około 6 lat
(z uwagi na stan uzębienia), ale żaden ze mnie fachowiec. Nie jest jakims
okazem zdrowia, ale obecnie jest w bardzo dobrej formie. Ma wielkie oczy.
Jest typem gruszki o grubym brzuszku. Ma ubytki w zębach. Na dole ma jeden
kieł, co nadaje jej mordce zabawny wygląd. Jest bardzo inteligentna,
rozumie, co się do niej mówi, choć nie zawsze bierze sobie to do serca.
Niesamowita z niej przylepa, najchętniej nie schodziłaby z kolan. Uwielbia
się przytulać, mruczy wtedy na pełen regulator. Nadaje się do domu z
dziećmi. Synek przyjaciółki dał jej sporo popalić, ale nigdy nic mu nie
zrobiła. Teraz uczciwie o wadach. W sytuacji stresowej Beza potrafi
posikiwać, również po ścianach. Zdarza jej się zwymiotować, jeśli zje za
dużo. Jako były bezdomniak nie ma oczywiście umiaru i zjada, co jej się
poda. Może być kotem domowym, albo wychodzącym. Ciężko powiedzieć o jej
kontaktach z innymi kotkami. Z Mruśką było źle, ale z inną bezdomną kotką
potrafiła się zaprzyjaźnić. Kiedy było zimno po prostu zmieniały się na
warcie w oczekiwaniu na miskę. Jedna siedziała na balkonie przyjaciółki,
druga była w szopie, w cieple. Potem zmieniały się, aż nie zostały
nakarmione. Nie mniej trzeba wziąć pod uwagę, że może próbować dominować nad
inną kotką. Z kocurami radzi sobie aż nadto dobrze. Nie jest wykastrowana,
przyjmuje Proverę. Nadaje się na kotkę domową, ale też na wychodzącą."
I jeszcze fotki:
http://upload.miau.pl/1/53597.jpg
http://upload.miau.pl/1/53598.jpg
