.... kuwety
Coś mi ostatnio zaczeło zajeżdżać z kuwety ...

Jakoś tak znajomo ale nie bardzo chciałam dopuścić tą myśl do siebie, że ....... moje najmłodsze dziecko nie jest juz dzieckiem
Ale jak to?! - pomyślałam -
To niemożliwe!!!
Przecież dopiero co przywieźliśmy tą kruszynę z hodowli!!!!
On nawet nie potrafi jeszcze dobrze wskoczyć na blat!!! - pomyślałam w momencie kiedy Szyszka wskakiwał z podłogi na prawie półtora metrową komodę

Uparcie stojąc przy swoim stwierdziłam, że być to nie może, że Szyszce już z podogonia jechać zaczyna i sprawa umilkła. Do wczoraj
Szyszka nie potrafi normalnie sikać. Tzn. wpada do kuwety, robi zawieruchę a jak już obłoki pyłu i kurzu opadną można zobaczyć Szyszkę jak mocno wyluzowany siedzi dupą na żwierze i leje pod siebie

No bo co on się będzie wysilał i napinał .... Efekt jest taki, ze Szyszka zawsze wychodzi z kuwety umoczonymi jajcami, do których jest malowniczo poprzyklejany tu i ówdzie żwir. Oczywiście dziecko brzydzi się niemożebnie umyć swe uświntoszone maksymalnie jaja, więc najpierw siada sobie jak gdyby nigdy nic gdziekolwiek (najlepiej na czymś co wchłania płyny) i czeka aż "się wsiąknie"

No i po wczorajszym sikaniu wylądował był na kanapie

Porozglądał się cichaczem na boki, podsuszył jajca i chodu

Coby na niego nie było

Na łóżku została maleńka plamka wielkości 5zł i kilka ziarenek żwiru. Podeszłam do kanapy, pozbierałam żwir i .... coś mi zaleciało

Schyliłam sie nad kanapą, wciągnęłam powietrze ...... aż mi świeczki w oczach stanęły

Taki smród !!!!
I tym oto sposobem przekonałam się, ze moje dziecko nie jest już wcale takim dzieckiem za jakiego go uważałam .... Co jest jednoznaczne z tym, że niedługo będzieli musieli "wyłuskać problem"

Ale o tym szaaa ... Szyszka jeszcze nie wie
Natomiast Tuptuś z uporem maniaka nadal pała miłością do szczotki dokiblowej

Po odejściu w tak tragicznych okolicznościach ostatniej szczotki kupiliśmy szczotkę pancerną. Przykręcaną do sciany (już raz tyle na niej wisiał, ze ją w końcu "wykręcił"

), całą metalową i z uszczelką przy wieczku, przez co trudniej ją wyciągnąć. Efekt jest taki, ze od tamtej pory w naszym domu nikt nigdy nie skorzystał sam z ubikacji. Zawsze towarzyszy mu Tuptuś z obłędem w oczach wyczekujący momentu kiedy to szczotka zostanie wyciągnięta (wtedy należy wycofać się pod przeciwległą ścianę i wejść na nią tylnymi rapetami coby rozpęd i siła wybicia były większe), użyta (wtedy należy napiąć wszystkie mięśnie do granic możliwości) i przy próbie wsadzenia jej z powrotem do pojemnika następuje atak kiblowego potwora na szczotkę

Po kilku sekundach walki i zachalpaniu połowy łazienki woda z toalety udaje się oddać szczotce jej należyte miejsce, które jest w pojemniku ...a Tuptuś cały szczęśliwy z prędkością błyskawicy leci jak wicher przez chałupę obwieszczając wszem i wobec o swoim dokonaniu
Ja się kiedyś zabiję
