Noc miałam kiepską, nerwy mi zupełnie puściły, tak więc wśród nocnej ciszy ja szlochałam, a Niunia lizała mnie po twarzy i mościła się na moich nogach
TŻ i Tigra noc mieli w miarę spokojną, Tigra zwiedzała, co jakiś czas znowu markowała pawia, ale nic z niej nie wyłaziło.
Rano znowu Tigra do łazienki, a Niunia na resztę terenu. Teraz to głównie Tigra syczała przez drzwi, nawet jak Niuni nie było za nimi, a Niunka jeden wielki luz. Czas przysiadła pod drzwiami, pogapiła się na Tigrę przez otwory, szła dalej.
Nie podobało mi się to Tigrowe krztuszenie się. W ogóle, jakaś taka... hmmm, nie wiem, wydawała mi się dziwna. Co prawda apetyt dopisuje, barankowanie też, ale nie zachowuje się jak zdrowy kot. Według mnie, oczywiście, a że laikiem jestem w tym temacie, to sobie nie dowierzam

W każdym razie pojechałam do dr Dąbrowskiego zameldować się z drugą kocicą i zapytać o te odruchy wymiotne. Pastę Tigra łyka już bez problemów i z wielkim apetytem, tak na marginesie
Okazało się, że Tigra ma zapalenie górnych dróg oddechowych. Podobno od dłuższego czasu. Nie wiem, może wśród tylu kotów u p. Danusi trudno było zauważyć, że tak się krztusi, a może dopiero od 2 dni jej się nasiliło... Nie wiem. Temperatura 39, więc chyba nie tak źle... Dostała 2 zastrzyki, jeden antybiotyk i drugi na odporność. I tak będzie przez kilka następnych dni, będę z nią jeździć do weta codziennie. A że Tigra nie znosi być zamknięta w transporterku i za wszelką cenę próbuje się desperacko z niego wydostać, to czekają nas mocne przeżycia.
To co znalazłam na prześcieradle, a wczoraj i dzisiaj w zlewie kuchennym i wannie, to nie siuśki, ale wydzielina którą mała odkrztusza z trudem. A ja myślałam, że ona pawie z kłakami puszcza i robi sioo do wanny na zmianę z kuwetą...
Jak wróciłyśmy, od razu poczuła się znów jak u siebie w łazience. Leży na pralce na ręczniku, obok kaloryfera, i jest słodka, miziankowa. Ale niestety godzinę temu, jak niosłam kuwetę Niuńki do czyszczenia, wymknęła mi się z łazienki (chociaż próbowałam ją zatrzymać - nie da się, jest megaciekawska

) i było kolejne darcie pysków i bijatyka. Jazgot milion decybeli, zakotłowało się, w końcu udało mi się przekonać Niuńkę krzykiem, żeby dała spokój, więc odeszła, co pozwoliło Tigrze pomknąć z sykiem do łazienki. Zostawiła za sobą kupę i zasikaną ze strachu lodówke i podłogę...
Teraz nie mam siły myśleć o tym, że się nie dogadują. Chcę, żeby Tigra wyzdrowiała. Nie dosypiam, zawalam pewne rzeczy, teraz jeszcze prawie tydzień taksówek do weta i zastrzyków... MUSI być dobrze, cholera.
Szperam oczywiście w wątkach, na necie, weta też z grubsza pytałam - słuchajcie, jakieś zalecenia dla dyletanta kociego? Mam na razie przez te kilka dni w ogóle je odizolować czy dopuszczać do kilku spotkań dziennie? Jeśli Niunia była szczepiona 3 miesiące temu, to nic jej nie grozi? Coś o czym powinnam wiedzieć a mogę ze zmęczenia przegapić?
Z góry dzięki...