Dwa dni temu umarła karmicielka. Ostatnia na osiedlu

kociaki zostały same. Mają otwarte okienko do jakiegoś pomieszczenia, ale nie idą tam rury, nie ma ogrzewania. Nikt nie wie, gdzie jest klucz do tego pomieszczenia, ale to da się załatwić.
Jest strasznie zimno- boję się, ze kociaki zamarzną. Trzeba je stamtąd zabrac

karmię je codziennie, ale jedzenie zamarza w dwie minuty. Suchego nie chcą jeść. Są bardzo nieufne- nie mogę podejść bliżej niż na 10 m, a i tak wtedy siedzą napięte i nie jedzą dopóki nie odejdę. Gdy odchodzę, przybiegają psy i im zjadają...
Nie wiem, co zrobić, wciaż mam nieuregulowaną sytuację z mieszkaniem, sprawy się skomplikowały i jeszcze to trochę potrwa. Mieszkam na razie u rodziców, nie mogę przyniesć tu trzech dziczków.
Czy ktoś mógłby zająć się chociaż jednym? Bardzo proszę...
Wiem, ze w Łodzi jest gdzieś nasza forumowa klatka. Czy ktoś z Was może wie u kogo jest teraz?
No i najważniejsze- czy ktoś z Łodzi ma lampę UV? U Magiji i własnie u moich rodziców były kociaki z panleukopenią...