



Ma ok. 8 lat.
Od 6 lat "pracuje " w drukarni nalezącej do spółdzielni inwalidów.
W dzień spaceruje po zakładzie a po południu jest wypuszczany na zewnatrz. Rano znowu przychodzi pod drzwi.
Dwa tygodnie temu zachorował. Pani Iza, która opiekowała się kotem poszła z nim do weta.
Zapalenie płuc.
Wczoraj postanowiła przemycic kota na noc do biura żeby wygrzał się w ciepym pomieszczeniu.
Bury poobsikiwał ściany (nie jest wykastrowany)
Rano prezes wezwał p. Ize do siebie i postawił sprawe jasno: albo kot albo praca. Od zaraz ma sie pozbyc Burego.
p. Iza , płacząc, poszła do mojej wetki po radę.
Wetka zadzwoniła do mnie.
Ciąg dalszy już znacie.
Bury siedzi u mnie w piwnicy.
Jest OGROMNYM kocurem z łbem tak wielkim jak głowka kapusty. Uszy ma klapniete jako efekt walk kocurzych. Pokiereszowane jak i cała głowa...
Jest spokojny, miły ale próby zrobienia mu zastrzyku denerwują go bardzo.
Jak tylko doleczymy zapalenie płuc to czym prędzej wycinamy jajka i szykujemy chłopaka do adopcji...
Moze ktoś szuka takiego unikalnego polish folda?