Dzisiaj mija dokładnie pół roku odkąd Bambi zamieszkała z nami.
Miała poszukać nowego domku, ale postanowiła zostać.
Przepędziliśmy choróbsko straszliwe, odchowaliśmy - no i jest

.
Jest dziwna.
W niczym nie przypomina maleńkiej sarenki, która pojawiła się w naszym mieszkaniu w sierpniu i której nie można było nie pokochać.
Oto sierpniowa sarenka.
Teraz Bambi ma charakter

, kiedy myślę, że już odpuściła - ona uderza z nową siłą jak huragan

.
Je dużo i wszystko, głośno mlaszcze i kręci tym swoim złamanym i skręconym ogonkiem jak mała świnka, albo łazi po mieszkaniu z tym złamasem i jak peryskopem sonduje nim, co można by jeszcze spsocić.
Bambi nie miauczy, ona grucha jak gołąbek.
Bambi nie gryzie, ona kąsa jak jaszczurka jakaś nie przymierzając, szybko i bez ostrzeżenia.
Bambi wstaje codziennie o godzinie 5 rano i toczy po mieszkaniu kulkę z dzwoneczkiem w środku.
Bambi głaskana - sztywnieje jak atakowany owad i udaje martwą dopóki, dopóty głaszczący nie zaprzestanie tego beznadziejnego procederu.
Bambi kocha obcych facetów, kocha przytulać się do nich - uwielbia pana wystawiającego rachunki za prąd, ubóstwia listonosza, nie może się doczekać dostawcy pizzy. Pracownika technicznego, który przyszedł nam naprawić Internet obsikała z tej rozkoszy niewypowiedzianej.
Mnie Bambi nie lubi.
Obecnie Bambi to mięsożerny waran z wiecznie naburmuszoną miną.
Oto styczniowy, naburmuszony waran.
A ja trochę kocham Bambi, a trochę nie kocham i chyba zawsze tak już będzie

.