Zulus dzis pozowac nie chcial, no na koncu to juz chcial, ale mi baterie wysiadly

ot, zlosliwosc rzeczy martwych..
hehe no ale o kocie mialo byc, o kocie...
kolezanka zmartwiona zlym stanem kota, pelna najgorszych przeczuc: kot nic nie je i chowa sie w najglebszych i najciemniejszych dziurach
rano nie mogli go znalezc, w szafach, pod szafami, za ani pod biurkiem, ani nawet za lozkami i kanapami, ani w zadnym zakamarku w lazience! no gdzie jest ten Zulus?! czy ktos otwieral balkon??!
ostatecznie znalazla sie lapa -
dyndajaca spomiedzy sprezyn i naciagnietych tasm nierozkladanej kanapy;
Zulus od spodu dostal sie do srodka i rano nikt juz nie mial czasu by probowac go stamtad wyciagnac, modlili sie tylko zeby kot zyl!
zyl, a jakze i nawet wygramolil sie stamtad sam, podczas nieobecnosci domownikow i potem na ich widok smigal tylko to tu to tam!
gdy przyszlam wieczorkiem, podobno ostatnio byl widziany za biurkiem
no siedzial tam wplatany w kable i calkiem przytomnie spojrzal na mnie gdy wsadzilam swoj leb pod biurko i zagadalam don
odpowiedzial raczej zalosnie: miiauu
zapytalam, o co szczegolowo chodzi, znow powiedzial: miiauuu
no tak, biedaku, nie wiesz w sumie o co chodzi, boisz sie, ludzie boja sie ciebie i o ciebie i tak sie boicie wszyscy, zamiast zachowac zimna krew!
no ktos przeciez powinien
wyciagnelam go - dobra wiadomosc, choc nie bylo latwo, bo troche byl poplatany, ani razu nie sprobowal zadnej formy aktywnego ruchu oporu
najwiecej na co sobie pozwolil to zapieranie sie nogami i rozstawianie ich szeroko (kolek rozporowy!), zamiast wydluzyc i wyszczuplic cialko zeby bylo latwiej, o co zreszta bylam na niego troche zla i w koncu zlapalam go za tylne nogi jak kurczaka
utulilam troszke, absolutnie nie chcial byc trzymany na rekach
co innego na kolanach, na kolanach - prosze bardzo, nawet z niejaka przyjemnoscia
powtykalam mu pare ziarenek suchego do pyszczka, przezul, kolejnych kilka zjadl prosto z miseczki, ale niewiele
pozwolilam mu troche odetchnac, pomruczal, a jakze!, po czym zabralam sie za jego uszy
nic pieknego - mowie o wnetrzu, rzecz jasna, duzo brudu, na szczescie nie ma swierzbu ani stanu ropnego, jednak wlalam lek, za dwa dni zrobimy powtorke z rozrywki i zobaczymy, czy moze cos jeszcze lepiej sie rozmoczy, czy jest nadmiar woszczyny, czy po prostu uszka byly dlugo dlugo niemyte
i zaradzimy
sluch ma dobry, bo zywo reaguje na wszelakie domowe odglosy, ktore przecie sa dla niego pierwszyzna

w lustro jeszcze patrzec nie umie
ponosilam go troche (nie przepada, bezpiecznie czuje sie na wlasnych nogach) pokazalam mu domowe pomieszczenia z innej perspektywy niz ta z ktorej byc moze ogladal sobie wszystko po trosze, gdy byl sam
ciekawosc zwyciezala, bo gdy wchodzilismy gdzies tulil uszy i chowal glowe w ramiona (czy kot ma ramiona?) za pare sekund jednak wydluzal szyje, stawial uszy i rozgladal sie ciekawsko
potem przyszla kolej na kapiel - w spryskiwaczu do kwiatow mam roztwor imaverolu, zmoczylam koteczka do suchej nitki
gdy moczylam mu wielkie brzuszysko stawiajac na dwoch lapach poczul sie bardziej nieswojo niz dotad, szeroko otworzyl paszcze i chyba chcial mnie ugryzc, ale nie bardzo wiedzial jak

zlapal moja reke (bardziej podparl sie zebami hihi) i spojrzal mi gleboko w oczy, leciuchno zapiszczalam niby po kociemu, puscil i patrzyl dalej, wystraszony a jednak z duza doza zaufania,
poza tym nijak nie protestowal, co mnie jednak zdumialo, a to pewnie dlatego, ze wcierajac plyn - masowalam, tarmosilam i glaskalam

Zulus wyginal sie i rozkoszowal chwila
zostawilam go w lazience, zmoknietego, glodnego i niewysiusianego
ale wierze ze wszystko bedzie dobrze
acha, pies domownik zostal na dwa dni wyekspediowany na wies, aby kotu latwiej sie bylo oswoic z nowym otoczeniem
na mojego - na zadne domowe koty nie reagujacego psa (co innego podworkowe! och jak milo czasem komus popedzic kota!) Zulus rowniez nie reagowal
moim zdaniem Zulus ma zadatki na wspanialego, pogodnego, przyjaznego i gadatliwego kocura
