Przyszła zima, ludzie pozamykali okna piwnic a nas wyrzucili na zewnątrz. Długo chodziliśmy i szukaliśmy schronienia, marzliśmy, byliśmy głodni, po paru dniach zachorowaliśmy.

Niemieliśmy gdzie pójść, wyszliśmy na ulicę szukając pomocy, ludzie przechodzili i mijali nas nikt nam nie pomógł.

Aż pewnego dnia przechodziła taka jedna duża i nas zauważyła jak siedzieliśmy na ulicy, zabrała nas, zaniosła do lecznicy (byliśmy bardzo chorzy). Niestety dwójka rodzeństwa nie przeżyła, zostaliśmy sami we dwójkę, ja jestem burasiek, a mój braciszek jest czarny. On nie pisze, bo bardzo słabo widzi, prawie nic, same kontury (to w wyniku choroby, jaką przeszliśmy).

Teraz mieszkamy w metalowej klatce w lecznicy, ta fajna duża nas odwiedza, ale my byśmy bardzo chcieli do domu.