W Nocy pszczółka maleńka dała mi popalić, najpierw latała od kuwety do kuwety i kupkała ze śluzem, wytarła tyłek o ścianę, popłakała się w pokoju i puściła pawia tym, co zjadła 4 godziny wcześniej. po tym się uspokoiła, w odróznieniu ode mnie. Spałam 2 godziny, jak mnie już w końcu zmogło, wcześniej podchodziłam do niej i patrzyłam tlyko jak oddych i czy oddycha, bo już mi różne mysli po głowie chodziły. Dzień dziś był w ogóle do kitu, bo miała zobowiązania, których odwolać nie mogłam, tak samo TŻ, wszystko dziś i to w godzinach, gdy lecznica zaczynała pracę. Z duszą na ramieniu zostawiłam Nocunię w domu, pojechałam "się wywiązywać" i powiem wam, że bałam się, że po powrocie do domu zastanę czarne futerko na krześle., zwłaszcza, że mała od rana nie jadła - rzuciła się na jedzenie i na tym skończyła pokarmową działalność, jedzenia nie ruszyła.
W domu na szczęście przylazła się przywitac, nawet troszkę chciała się bawić, opatuliłam ją, kontener i do weta. Dostała znowu kroplówkę - siakiś płyn jakiegoś pana (fridricha, czy jakos tak

), duzpalite, zastrzyki, ugryzła mnie w palec

, do krwi

, podrapała mi dekolt i zaszyła się w kontenerze. Na szczęście dziś gorączki nie miała, chociaż tyle. I przytyła nam laseczka - 0 0,75 kg

Waży panienka teraz 2,25, a ważyła póltora kilograma. Po lekach, kroplówkach polatała w domu, połobuzowała, pogadała i na razie jest ok. Ma czas do piątku - jeśli nie wydobrzeje, a przynajmnije nie będzie znacznej poprawy - w łapę wsadzamy wenflon (obrazi się na pewno już wtedy na mnie

), bierezemy krew i dajemy leki jakieś inne. Teraz mamy tylko kupala na badania dać.
No i czekamy na poprawę dłuższą niż kilka dni.