W czwarek były u mnie koleżanki i jedna z nich wygadała sie ,że mąz przyniósł jej kota a ona na drugi dzień odwożąc dziecko do szkoły wyrzuciła kota z samochodu,niczym papierek po cukierkach.Włos mi się zjeżył jak o tym usłyszałam.Od czwartku jednak nie mogłam przestać myśleć o tym kocie,i nie wiem czemu ale to moje a nie jej sumienie nie dawało mi spokoju.Wsiadłam w samochód i pojechałam po tego kociaka.Jak sie okazało ktos go zamknął w pieczarkarni(lepsze to niż zimno i śnieg na dworze)dał jeść ale nie chcieli go zatrzymać.I tak kocia bida wylądowała u mnie.Nie mogę jej jednak zatrzymać,mam już swoje 2 koty a nie sztuką jest nabrać kotów ale stworzyć im godne warunki.
Kicia nazwana Mrusia jest bardzo fajna.Po wypuszczeniu jej w domu poczuła się jak by tu już dawno mieszkała w przeciwieńśtwie do moich kotów,które są bardzo ale to bardzo przestraszone nowym przybyszem.Od razu poszła do kuwety po czym udała się do miseczek.Jest bardzo rozmruczana,miziasta ,nakolankowa i bardzo głośno i nieprzerwanie mruczy.
A o to kicia:

i na kolankach mojej córci:

dodam jeszcze że mieszkam w Siedlcach jest to woj.mazowieckie,ok.90 km.od Warszawy na wschód.