Wetka nie wie, co to mogło być, podejrzewała coś wirusowego, biorąc pod uwagę możliwość białaczki u małej. Przejeść się nie przejadła, bo nie dostawała jednorazowo za dużo, raczej mniej a częściej. No i to osowienie koszmarne i koci smutek w oczach też na to nie wskazywały.
Panleukopenia odpadała w przedbiegach - wymioty były tylko tym co zjadła, bez piany, żółci czy czegokolwiek innego, jak już zwróciła co zjadla, wymioty ustawały. Do tego nie było biegunki.
Na szczęście już jest dobrze, mała szaleje, biega, zaczepia dresiarzy, zjadła mięsko z Convalescence z wielkim apetytem i bez zwracania. Zaraz jadę kupić jej kurczaczka, ugotujemy i będziemy karmić, bo apetycik zdecydowanie powrócił. Może jakiegoś gerberka jej kupię, bo to delikatne jest, a mimo tego, że wszystko z mała ok, to jednak brzuszek może być jeszcze ciut podrażniony.
Dzisiaj musiałam Noceńkę wypuścić w nocy z sypialni, bo miałam scenę niemal balkonową, a raczej drzwiową - po jednej stronie Nocka, po drugiej Kemens, stykający się łapkami przez szybę i drący się do siebie wniebogłosy. Antonio się nie darł, ale jak tylko wypuściłam dziewczynkę, od razu zameldował się przy jej miseczce sypialnianej, zeby wylizać resztki mięska i wypić rozrobiony do picia proszkowy Convalescence
Kocia miłość w domu kwitnie, wczoraj wieczorem Nocka spała przytulona do Klemensa w hamaku, potem przytulali się z Antoniem. Nie trzęsę się już tak nad nimi, bo Antoś już dwa tygodnie od szczepienia na białaczkę, tyle że będzie miał "mobilizującą" odporność powtórkę.
Także na razie wszystko dobrze i mam nadzieję, że tak zostanie.
Acha - według Nocki suche już jest be
