Wiecie, dostałam nauczkę, żeby tak publicznie kota nie chwalić.
Ja tu się wczoraj rozpływałam, no i Bigos widać poczuł się prawdziwym, bezkarnym panem i władcą na włościach, bo dziś rano...
A było to tak:
Wstałam dość późno, bo jakimś cudem Bigos nie tłukł się tak strasznie nad ranem, jak to zwykle bywa... (już sam ten fakt powinien dać mi do myślenia, ha!). Poszłam do łazienki, a tu widzę w umywalce jakieś takie czarne odrobinki, przylepione do ścianek umywalki...

Niektóre puszczają taki jakiś podejrzany, ciemnobrązowy płyn!

Trochę się wystraszyłam, wiem że Bigos często się wyleguje w umywalce i pomyślałam, że może nie daj Bóg złapał pchły lub wszy i te czarne kropki to od nich... No i dawaj oglądać kota, ale futerko czyste, więc odetchnęłam. Zmyłam to coś z umywalki, umyłam się, ubrałam i poszłam do kuchni robić śniadanie.
No i tu szok stulecia
CAŁA KUCHNIA OBSYPANA HERBATĄ
Bigos dobrał się nocą do pudełka, w którym trzymamy torebki z herbatą, powyciągał je i rozszarpał! Po całej kuchni - blaty, podłoga, zlew - walały sie rozerwane woreczki i wszędzie czarno od rozsypanej herbaty...

Wyjasniło się, skąd te tajemnicze czarne kropki, puszczające ciemny "sok" - to odrobinki herbaty, które przylepiły się Bigosowi do łapek i które zostały po jego wizycie w łazienkowej umywalce...
Tak więc dzień zaczęłam od generalnego odkurzania kuchni, przedpokoju i łazienki.
Dopiero potem mogłam zabrać się za robienie śniadania...
A morał z tego taki: PRZYSTOJNE BESTIE TO STRASZNE GŁUPTAKI
