Strasznie się bałam jak moje kociska zareagują na huki i swietlne wystrzały sylwestrowej nocy..
Szczególnie bałam się o Misia, który w zeszłym roku tak się wystraszył, że prawie całą sylwestrową noc i cały pierwszy dzień nowego roku przesiedział skulony i roztrzęsiony za tapczanem.. Nie chciał spać, nie chciał jeść, nie chciał być głaskany.. Nic nie chciał..
No i teraz pamiętając jego poprzednie przeżycia spodziewałam się tego samego..
Dodatkowo doszły w ciągu roku jeszcze dwa kociska - Pyśka i Nikuś, o których całkiem nie miałam pojęcia jak zareagują na niecodzienne zjawisko..
O resztę kotów się nie bałam tak bardzo, bo już poprzednio pokazały, że to całe świętowanie i hałasy mają głęboko w.. w głębokim poważaniu..
Zaczęło się krótko po 23, a tak na dobre to jakieś 15 minut przed północą..
Tak jak się spodziewałam, po pierwszym poważniejszym hałasie Miś zaczął skradać się na ugiętych łapkach i nerwowo zaczął szukać bezpiecznego miejsca.. W końcu zwiał, też jak się spodziewałam, za tapczan..
Za to Pyśka przy pierwszym hałasie już była na parapecie i zaciekawiona wyglądała przez okno..

I przesiedziała tam cały czas hałasów i świateł, bardzo nieszczęśliwa, że nie może złapać tych migoczących iskierek..
Nikuś początkowo tylko trochę zaniepokojony, w miarę nasilania się wystrzałów, w panice usiłował schować się pod fotel, co mu raczej niespecjalnie wyszło, bo odległość podstawy fotela od podłogi to jakieś 5 centymetrów..

W końcu dał za wygraną i wcisnął się za fotel..
Żal mi było biedaka, ale z drugiej strony otrzymałam ostateczne potwierdzenie, że mój błękitnooki białasek jednak NIE jest głuchy..
Reszta futer, tak jak się spodziewałam, olała hałaśliwe wydarzenia i spała jak zwykle..
Na szczęście noworoczne fajerwerki trwały zdecydowanie krócej niż w zeszłym roku i do godziny 1 w nocy już było zupełnie cicho..
A dzisiaj wszystkie moje kociska od samego rana zachowują się całkiem normalnie.. Nawet po Misiu nie widać już nocnych przeżyć..
