ale super
a u nas było podobnie

też TŻ z rok marudziła i marudziła o rudym, puchatym, a najlepiej Maine Coonie, albo Norwegu

strony hodowli oglądała, ciągle jakiegoś tego jedynego wymarzonego znajdowała
ale ja jakoś nie bardzo chciałem

no bo po co nam kot, mało to problemów na głowie.. zresztą jak już, to lepiej psa i to jakiegoś dużego
aż któregoś dnia do sądu ktoś nam podrzucił kartonik z trzema rozwrzeszczanymi kociakami z zamkniętymi oczkami jeszcze, jedno bardziej bure od drugiego
wszyscy się zachwycali, nikt nie chciał wziąć
stwierdziłem, że skoro żona na macierzyńskim, to i kociaki odchowa
cała trójca została z nami, oczywiście
