Gryzę się koszmarnie (jak zwykle, ja z tych problemowych

). Domem stałym na razie (ale poki zycia, poty nadziei..) służyć nie mogę (pisałam już o tym, TZ nie ma pracy, sytuacja niestabilna, bardzo możliwe, ze wyjedzie za granicę on, potem ja..), ale moze dałoby rade z tym rudzielcem tymczasowo? Problemy sa takie:
1. nie ma nas w domu 8-10h dziennie (poza weekendami, rzecz jasna)-przy oswajaniu to minus zdecydowany
2. troche sie boje, co on tam z dworu moze przywlec, przyznaje (np. nie mam odpornosci na toxo)
3. nie mam doswiadczenia w tej materii (tzn.oswajaniu)
4. koszty..ale jesli w gre nie wchodzi leczenie to chyba nie bylyby piorunujace?
5.TZ wprawdzie postawil szlaban na kota do czasu ustabilizowania sie sytuacji, no ale to jest sytuacja skrajna, poza tym - tymczasowa, moze dalby sie nagiąć..
Co myslicie? Czy lepiej, zeby jechal do Warszawy, co?
Dodaję, ze musze to jednak z TZem obgadac.