O szóstej rano obudziłam się ze złego snu (awantura z kimś o leczenie - moim zdaniem złe - bezdomnego kota), rozglądam się - nie widzę persika. Obeszłam całe mieszkanie, łącznie z garderobą - nasze koty są, persika brak. Wtem... zasłona się poruszyła. No tak, eMeMek siedzi sobie na oknie. A co.
Dziś po śniadaniu młodzież ogarnęła głupawka, Miś i Niunia szalały w sypialni. Persik przygląda się, przygląda ich harcom... Nagle - ruszył. Podbiegł do Misia, wyciągnął łapę do pacania i... zamarł. Stał tak przed Misiem z tą wyciągniętą ostrzyżoną łapiną i ze zdumieniem w złotych oczach sie jej przyglądał. Miś też mądrej miny nie miał. Potem jeszcze kilka razy MM napadł na Misia, raz nawet zapolował - przyczaił się za futryną, podreptał w miejscu, pokiwał tyłeczkiem i hop! Tylko Miś ma się czym nastroszyć, a eMeMek jeszcze nie...
A teraz trzeba odpocząć w towarzystwie spokojniejszego kumpla:
Doniesienia z ostatniej chwili - moje koty są w stanie zdemoralizować najświętszą kocią ciapę. Persik właśnie kombinuje jak by tu otworzyć garderobę
