
Otóż...
Pojechalismy wczoraj do weta na badania krwi, ale zawaliłam na całej linii, bo koty nie były na czczo

Wczoraj Fufa została zbadana przez pana doktora. Srom ładny, brzusio obmacany - żadnych objawów bólowych.

Na wypadające futro dostała preparat witaminowo - mikroelementowy(zapomniałam nazwę).
Po powrocie od weta i kolacji, Funia zaglądneła do pokoju, do którego jeszcze nigdy nie odważyła sie wejść. Zobaczyła, ze siedze na wersalce. W sekundzie władowała mi sie na kolana


Pazurki koniecznie trzeba było stępic, bo jak ugniatała, to rezała mnie po dekolcie tak, aż bolało. Ale zęby zaciskałam, dumna, ze mnie kota kocha!

Potem wzięłam ją na ręce (pierwszy raz

I taką refleksję miałam (bo coś mi tak w środku "gada"), ze jeszcze sie doczekam chwili, ze Fuństwo okaże się najbardziej miziastym członkiem stada.


Moja rada dla ciebie, walisie, bądź cierpliwa i gódź sie na warunki koteczki. Nic na siłe. Przyjdzie moment, ze ci uwierzy i zaufa. A wtedy bedziesz taka rozepchana przez dumę jak ja teraz.

U nas różowo jeszcze nie jest. Krawatek ma nowe strupki na łepku - dzieła Funi.

