Niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego tak trudno przekonać starszą, często schorowną osobę, że lepiej i praktyczniej dla niej jest wziąć pod opiekę dorosłego kota zamiast maleńkiego kociaczka...? "...a, bo taki duży kot to już ma swoje nawyki, a małego sobie wychowam..." No tak: wiem, że maluch potrafi wpowadzić wiele radosci... tylko potem słyszymy: że się chowa i wyjść nie chce, po meblach lata i firany drze, kwiaty niszczy... że biedna babinka za kotkiem nie nadąża jak ten czmychnie na korytarz... a potem - jeszcze sterylizacja - to duży koszt jak dla samotnego człowieka...
Nie chcą przyjąć argumentu, że starszy kot (często osierocony właśnie przez starszego opiekuna) też może być wspaniałym przyjacielem... ułożony, przyzwyczajony do spokojnego domu, odda chętnie swoje samotne serduszko właśnie starszej osobie...
