Troszkę mi sie sprawy skomplikowały. Jak na razie Midzia czuje sie dobrze wbrew diagnozie weta (twarde maleństwo z niej ). Felix tez juz jest prawie zdrowy i iwcia prosi mnie zebym zabrała go jak najszybciej bo na jego miejsce mogła by wziąść nastepnego nieszczęśnika w potrzebie. Chociaż mieszkanie mam wsumie małe, to szkoda mi przesuwać termin odebrania Chinki, biedactwo juz ponad 2 lata czekało. w sumie w koncowym efekcie bede miała 4 koty.
Jakos nie mam odwagi powiedzieć tego mamie

, może zrobie porzadki w chałupie (o co z reszta mamuska mnie prosi od jakiegoś czasu, dość długiego dodam

)i kiedy bedzie podziwiać mój nagły zapał wspomne jej o sytuacji. Musze jeszcze pomyslec nad stosowna taktyką.
Mam tylko nadzieje ze mnie z domu na zbity pysk nie wywali. jakby co przygarniecie bezdomna Anie z Wawy co
Edit: Powiedziałam, zaczełam od długiej opowieści dotyczacej przeżyć kociaczka. Mama nie wytrzymało :cyt " dobrze, zgodze sie na niego, tylko idź już i niczego mi nie opowiadaj". Mamusia ma miękkie serce

(nie ma to jak znajomość słabosci przeciwnika

)