Okej.
Nic nie pisałam, bo nie chciałam zadrażniać, ani opisywać, że sie nie udało, bo...
Przez pierwsze dni u mnie Łatek chował sie w najczarniejsze dziury , na próbe kontaktu reagował strachem ( nie agresją!) i takim nie do opisania smutkiem, ze zastanawiałam się, czy nie wypuscic go na jego stare smieci.
Na domiar złego kot zaraz po przyjeździe do mnie dostał potwornej biegunki, która zmusiła nas do dodatkowego zestresowania go wizyta u weta.
Minął dokładnie tydzień od momentu, w którym zabrałam go od znajomej titu titu- nie jest jeszcze tak jak było, ale:
- kot daje sie głaskać, sprawia mu to niezwykła przyjemność- nastawia do głaskania brzuszek
- za surowym mięskiem pójdzie na koniec swiata - zresztą na ten wabik wychodził z czarnej dziury już 3 dnia bytności tutaj
- nie próbuje sie wydostać, chociaz spiewa w nocy, ale to raczej z nudów- chciałby, żeby ktoś (!) z nim był- lubi nasze towarzystwo. Jak ktos przychodzi rozpoczyna mruczando
Jest mi przykro titu titu, że tak przedstawiłas sytuację- nie oskarżam nikogo, specjalnie nic nie pisałam, aby Tobie i Twojej koleżance nie było przykro. Ale pisząc to, co napisałaś i co, z punktu widzenia Twojej znajomej jest subiektywną prawdą, zmniejszasz szanse Łatka na nowy dom.
Z całą odpowiedzialnościa piszę zatem- Łatek jest w tej chwili kotem z DROBNYMI problemami - nam juz uwierzył, czuje sie w "swoim" pokoju dobrze, załatwia sie do kuwety, je z apetytem, pozwolił sobie podac lekarstwo, lubi być głaskany ( po brzuszku

). A wystarczyło tylko poswięcic mu troche uwagi i cierpliwości.
Żeby nie ciagnąć dalej tego przykrego tematu - titu titu- przyjmijmy, że Łatek nie pasował Twoim znajomym i oni nie pasowali mu, dobrze?