Tomi donosi, że gLutek ma się dobrze.
Mówi, że jak pojechał go zabrać z kliniki, to kot siedział wciśniety głęboko w koszyk i składal się w sumie z samych oczu

W samochodzie siedział cichutko jak trusia, a potem w domu nadal był lekko zdezorientowany.
Dyzio chodził za nim i się dziwił, bo zapaszek jakiś nie taki, no i sam gLutek mocno przerażony.
Dzisiaj kotu nadal się łapki jeszcze trzęsą, ale to nic dziwnego, biorąc pod uwagę całodzinną głodówkę, narkozę, operację i w ogóle.
Nad ranem próbował sforsować drzwi do sypialni, więc najwyraźniej wraca do formy. Kuwetę też odwiedził. Innego zasiurania na razie nie stwierdzono.
Chyba muszę wracać do domu i kończyć te posiurowe porządki... Na wypranie jeszcze czeka meksykański kocyk (nie wiem, jak to zrobię, bo ma w cholerkę kolorów plus biale pasy) i siedzisko od kanapy.
Ech... chyba się nawet z krakusami nie zobaczę..
