Zuzia - kotka z rakiem wątrobokomórkowym HCC

Rozmowy o chorobach onkologicznych u kotów
Regulamin działu
Uwaga! Porady na temat leczenia udzielane są na podstawie pk.13 regulaminu forum.

Post » Pon lis 10, 2025 13:53 Zuzia - kotka z rakiem wątrobokomórkowym HCC

Cześć społeczności Miau.pl! Założyłam sobie tu konto tylko po to, by podzielić się naszymi "przygodami" (nikomu nie życzę) z diagnozą i walką z dziadem HCC, ponieważ nie znalazłam zbyt wiele informacji o tym problemie ani tutaj, ani na reddicie i uznałam, że komuś moje doświadczenie może się kiedyś przydać kiedy będzie miał do podjęcia równie trudne decyzje.

Od początku do końca diagnostykę prowadziliśmy w warszawskiej lecznicy Sfora i będziemy tam kontynuować leczenie. Ten etap leczenia od diagnozy do dojścia kota do siebie zajął miesiąc. Wszystkie wyniki dostawaliśmy szybciej niż nam zapowiadano - w około 10-14 dni od pobrania materiału.

Na początku października br. nasza seniorka Zuzia (10-13 lat, dokładny wiek nieznany) przy okazji bilansu staruszka miała zrobioną morfologię, badanie tarczycy i sprawdzone ciśnienie - wyniki nas przeraziły. ALT ponad 900, GLDH 59, nadciśnienie takie, że skala się skończyła. Od razu dostaliśmy Amodip na nadciśnienie, nakaz przychodzenia z kotem na gabapentynie (bo stres dokładał swoje) i skierowanie na USG.

Tu bęcki dla mnie, że przez 3 lata nie było kontroli USG, poza podstawową morfologią, tarczycą i echem serca, ale sama byłam w tym czasie jedną nogą po tamtej stronie i nie byłam w stanie dostatecznie zadbać o kota. Do końca życia będę to sobie wypominać, nigdy już nie opuszczę żadnego kociego bilansu :(

Poza tym stan kota niezły jak na jej wiek - lekka nadczynność tarczycy (jeszcze bez wskazań do leczenia), reumatyzm ale na chodzie i ze skakaniem na niższe meble (w planach solensia, odradzona póki nie mamy czystej sytuacji z wątrobą), lekko za wysoki cholesterol. Nerki zdrowe. Lekka nadwaga, w tej sytuacji na plus. :)

Badanie ujawniło guz na wątrobie 4x4 cm, reszta czysta. Onkolog nazwał to incydentomą - prawdopodobnie gdyby nie USG dowiedzielibyśmy się o chorobie na etapie żółtaczki albo gdyby guz pękł (i nie byłoby co zbierać). Pierwszym objawem, który teraz rozumiem jako objaw choroby, był ogromny świąt skóry na karku - do tego stopnia, że wydrapywała sobie tzw. hot-spoty do krwi. Interpretowałam to najpierw jako nasilenie alergii na roztocza, na którą cierpi szczególnie jesienią/zimą. Równocześnie zaczęła bardzo dużo jeść i mimo to bardzo powoli tracić na wadze. Byłam wręcz na nią zła, bo każda nasza interakcja sprowadzała się do agresywnego proszenia mnie o jedzenie i szarpania pazurem rękawów/siadania mi na głowie o czwartej nad ranem żebym tylko nakarmiła.

Podczas pierwszych konsultacji informowano nas, że w grę wchodzi jak najbardziej zmiana łagodna, że HCC to ogromny pech i jak wygrać w totka, ale analizując te objawy wiedziałam już, że raczej mierzymy się z czymś o wiele gorszym.

Bardzo szybko zrobiliśmy biopsję cienkoigłową, która wykazała atypowe komórki, pozostawiając jakąś tam nadzieję na zmianę łagodną, ale onkolog (dr. Jacek Micuń) od razu sprowadzał nasze oczekiwania na ziemię. :) Przedstawił nam też opcje:
1) Chodzimy i czekamy, po czym decydujemy co zrobić kiedy stan się pogorszy, natomiast zmiana jest już bardzo duża i może nie boli (oceniałam kilka razy dziennie pyszczek wg. Female Grimace Scale), ale sprawia dyskomfort. Grozi też w każdej chwili pęknięciem.
2) Dość ryzykowna operacja lobektomii wątroby - sama operacja trudna ze względu na ryzyko krwawienia, rekonwalescencja też trudna i przykra dla kota. Może również nie być możliwości wycięcia guza, jeśli jest położony na większych naczyniach albo nachodzi na inne płaty.
3) Opcja, która nie została wypowiedziana wprost, ale była brana przeze mnie pod uwagę - pożegnanie kocicy w dobrym stanie zanim guz pęknie. Widziałam to 2 razy u psów moich rodziców, wystarczająco mnie straumatyzowało, nie chciałam skazywać kolejnego zwierzaka na takie cierpienie.

Zdecydowaliśmy się na opcję 2, czyli operację - uznałam, że dzień przed operacją przeżyjemy jak ostatni, reszta jest w rękach chirurga.

Do czasu operacji kotka dostawała:
0.2 ml CBD Xatival 1500 dwa razy dziennie (na ewentualny ból nowotworowy, odstresowanie przed częstymi wizytami i badaniami oraz na reumatyzm)
HepaCare raz dziennie (pół kapsułki)
50 mg Neurontinu przed każdą wizytą (niska dawka ze względu na efekt sedacyjny CBD)

Jeszcze przed operacją udało nam się zbić ALT do 300 i ciśnienie do 180, więc warunki startowe były dobre.

Operację laparotomii przeprowadził w Halloween (najstraszniejsze Halloween w moim życiu) dr. Marcin Michałek. Poszła dobrze - mało krwawienia, wybudzenie bez problemów, nie było konieczne przetaczanie krwi. Wycięto płat czworoboczny, co oznacza dla kota większy obrzęk i większy ból pooperacyjny. Zuzia tego samego dnia późnym wieczorem wróciła do domu.

Podczas pierwszych 3 dni praktycznie nie spałam. :) Nastawiłam budzik co godzinę i sprawdzałam Female Grimace Scale, pozycję w której Zuzia spała i liczyłam oddechy na minutę, żeby zrozumieć czy wymaga większej dawki leków przeciwbólowych, czy ma jako-taki komfort. Mieliśmy trudny do rozwiązania problem: lek przeciwbólowy (Comfortan) powodował pobudzenie i kotka nie spała przez ponad dobę. Brak leku przeciwbólowego sprawiał, że kotka podsypiała, ale była naprawdę zbolała, odmawiała jedzenia (również po miratazie) i chciało się płakać patrząc na jej stan. Zaliczaliśmy codzienne kontrole i kroplówki z elektrolitami, poza tym trochę tak żyliśmy na zmianę bez snu/bez jedzenia. Dodatkowo gabapentin bardzo źle na Zuzię wpływał - zamiast być zrelaksowana, raczej była zesztywniała i wpatrywała się w ścianę przez wiele godzin w pozycji bochenka.

Po czterech dniach nastąpił przełom i zaczęła regularnie chodzić do kuwety, jeść, pić wodę. Dziś mamy 10. dzień po operacji i gdyby nie szwy, to kot jest jak nowy. :) Niestety dostaliśmy też wyniki histopatu, które są 50/50 dobre i złe: jest to HCC o niskim stopniu złośliwości, rosnący wolno, bez nacieku naczyń, częściowo odgraniczony, natomiast komórki nowotworowe sięgają brzegu cięcia, czyli margines nie jest czysty i prawdopodobnie prędzej czy później guz odrośnie (powoli).

Mimo to mam poczucie, że podjęliśmy dobrą decyzję - być może udało nam się kupić Zuzi dodatkowe 1-2 lata życia w komforcie. Co do prognoz i opcji dalszego wycinania, bo jak rozumiem, chemioterapia nic tu nie zdziała, porozmawiamy z onkologiem za tydzień i wkleję tu update. Komfort Zuzi jest dla mnie nadrzędny.

Protipy ode mnie:
- GPT wspaniale przelicza dawki leków/suplementów, chociaż trzeba go sprawdzać. Chciałam dostosować dawki CBD i gaby do przyjmowanych równolegle leków przeciwbólowych i zamiast każdorazowo gnębić o to weta, który i tak tego nie przeliczał, mogłam sama podjąć dobre decyzje. Wet często proponował bardzo wysokie dawki, które nie wpływały dobrze na Zuzie kiedy się na siebie nakładały, stąd zaczęłam kombinować samodzielnie.
- Wizyty Zuzi u weta (i pewnie ciągły zapach weta w domu oraz nasza uwaga skierowana głównie na Zuzię) okazały się być ogromnym stresem dla dwóch pozostałych kocic w stadzie, chociaż nie było między nimi wielkiej przyjaźni. Do tego stopnia, że druga kocica momentalnie dostała zapalenia trzustki i jelita, a trzecia zapalenia żołądka (jadły zupełnie różne karmy, więc to nie zatrucie, poza tym niczego nie zmienialiśmy). W pewnym momencie chodziliśmy na kontrole z trzema kotami równocześnie, powinnam mieć już w lecznicy platynową kartę klienta. Dziś w tej samej sytuacji starałabym się więcej czasu spędzać z pozostałymi kotami i podawać bardzo niskie dawki CBD na uspokojenie.
- Body dla niemowlaków z Pepco, szczególnie te z guziczkami obok szyi, to po wycięciu dołu (po zostawieniu pasków na nogi) absolutny sztos. Zuzia jak Houdini potrafiła nawet zbolała uwolnić się z każdego kubraka. Nie pokonała body z Pepco. Jeśli kogoś to interesuje, mogę tu wrzucić schemat. :D
- Muzyka Davida Teie dla kotów skutecznie pomagała Zuzi zrelaksować się i zasnąć. W ramach urozmaicenia rytmu dnia włączaliśmy Cat TV, które skutecznie zastępowało jej oglądanie świata z parapetu (za wysoko).
- Wypłaszczyliśmy całą sypialnię, w której Zuzia spędza rekonwalescencję. Żadnych skoków, załatwiliśmy też ogromną kuwetę z niskim progiem (AniOne), w której mogła się swobodnie obracać.
- Royal Canin Pill Assist pomogło mi regularnie podawać Zuzi naprawdę paskudny HepaCare. Chciałam sprawdzić z czym się mierzę i spróbowałam odrobinę - absolutnie okropne, wręcz żrące w smaku. Rozszczelniałam kapsułkę, żeby proszek w środku złapał wilgoć i po dobie zamienił się w plastelinę, po czym lepiłam kulkę i chowałam w RC Pill Assist.
- Panna w ogóle nie miała ochoty na mokrą karmę, natomiast jeść musiała. Pozwoliłam jeść chrupki (Royal Canin Hepatic), ale regularnie podawałam też probiotyk wymieszany z wodą, churu i 100% puree z dyni (Hipp), żeby jej nie zatkało. Suplementowaliśmy też picie kubeczkami Milkies Animondy. Nie jest to najzdrowszy zestaw, ale priorytetem były kalorie i dobra sytuacja kuwetowa, tym bardziej, że po jednym zatkaniu miała poważny epizod bólu i lecieliśmy po dodatkowe środki przeciwbólowe (po których znowu nie spała :roll: ). Powoli wraca już do prawilnych karm wysokomięsnych.

That's all folks (for now). Mam nadzieję, że mimo wszystko napiszemy w tym wątku jeszcze kilkuletnią historię z happy-endem, ale każdy jeden rok jej życia to wiele lat ludzkich i z każdego się ucieszę, póki tylko jest w dobrej formie i może to życie na swój koci sposób docenić. :)

katkop

 
Posty: 1
Od: Pon lis 10, 2025 12:28

Post » Wto lis 11, 2025 2:54 Re: Zuzia - kotka z rakiem wątrobokomórkowym HCC

Podniosę

anka1515

 
Posty: 4739
Od: Nie gru 25, 2011 16:05

Post » Wto lis 11, 2025 13:03 Re: Zuzia - kotka z rakiem wątrobokomórkowym HCC

Kciuki za Was, dzieki za szczegolowy opis.

FuterNiemyty

 
Posty: 5004
Od: Pt gru 01, 2017 11:58




Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości