Dużo się dzieje. W tej chwili zostawiam jedzenie w 2-ch miejscach. W starym by miały żarełko. I na nowym miejscu by nawykły. Koty są zdezorientowane wszystkim. Tuż obok ich "domu" nie ma już parkanu i straszą wyrwy w glebie. Nie ma zieleni, leżą tylko martwe krzaki sterczące korzeniami ku niebu. Gruzowisko zostało zabrane i świeci goła ziemia. Strasznie to wygląda. Strach pomyśleć ile żywych stworzeń tam zginęło. Nikt niczym się nie przejął. Ludzie, władze... O tym jakie powinny być procedury w wypadku takich przedsięwzięć ,gdzie prace wkraczają na "tereny zielone", dowiedziałam się już po fakcie. Szukając pomocy dla jeża. Wierchuszka ma wszystko w dooopie.
Smutne to wszystko.
Co do Kajtusia. Dzikuska... dzikuska...nad dzikuskami
Trafił do mnie 4 września. Gdy jeszcze pogoda była fajna. I było ciepło. Różne sytuacje ze zdrowiem kocurka związane spowodowały, że siedział u mnie długo. Za długo.

W między czasie zmieniła się pogoda. Przyszły pierwsze przymrozki. a on rozhartowany. W ciepełku siedzący. Przy kaloryferku. Z pełną miską. Ale najważniejsze było to ,że maszyny wkroczyły na jego teren. Zdewastowały okolicę. A w jego "komnacie" gdzie żył tyle lat sam, pojawiły się budki. Do tego wszechobecny hałas, kręcący się ludzie...
Biłam się z myślami. Strasznie się o niego martwiłam. Zapadła decyzja (tylko mnie nie zabijcie

),że zostanie. Spróbujemy.Zobaczymy jak przystosuje się. Nie do nas. Może sobie syczeć i pacać łapkami. Chodziło o interakcje do innych kotów. Otworzyłam klatkę.
...
Minęło kilka dni. I ku naszemu zaskoczeniu Kajtusiek doskonale odnajduje się. Na tą chwilę. Jest strasznie ciekawski. Gadający. Klatka to jego azyl, do którego wraca gdy czuje się niepewnie. Trudno uwierzyć ale to robi się inny kot. Puk...puk...by nie zapeszyć

Zastałam wczoraj go wylegującego się w luzackiej pozycji na posłanku położonym na kenelu. Z Bunią jest ok. Z resztą futer znał się przez kraty

więc może nie będzie źle. Zobaczymy.A najbardziej niezwykłe jest to ,że on na mnie czeka. Coś tam wtedy do mnie troluje gdy mnie widzi. Wdzięczy się. I...nawet mnie nie zeżarł

gdy wyciągnęłam do niego rękę. I pogłaskałam po łeputku.