Brawo brawo. Ramirez nie zwalnia tempa

Ma na koncie kolejne dewastacje
Młody ma dziś bal "ósmoklasistowski" - jak to nazywa. Do poloneza dostał do pary dziewczynę, zatem TŻ zaordynował - kup jakąś śliczną różyczkę, niech się Młody uczy, że kobiety adoruje się też kwiatami i niech na buraka nie rośnie (co on ma przeciwko burakom, nie wiem, ja tam bardzo lubię, byle z botwinką, mogę dostawać pęczek, zamiast róż, codziennie - koktajl, sałatka, chłodniczek, samo dobro...

). Podreptałam do pani Bożeny na rogu, jak się ma 13 lat, no chyba ładna różowa róża jest lepsza niż purpurowa, no bo gdzie ta namiętność w tym wieku niby (no chyba że u Szejkspira). Ślicznie obowiązana wstążeczką prezentowała się kwiatunia niewinnie, acz dystyngowanie, i godnie (Młody na to z przekąsem: no popatrz, jaki ze mnie Mały Książę). I na to wchodzi ON - Aramis cały na czarno-biało, siedem kilo półtuszy

Łup na różę. -Paszoł WON - wrzeszczę.
Muszkieter przerażony (albo zwyczajnie złośliwy), zeskakując, zrzucił mi radiozegar z półki. Zegar się wyłączył, radio włączyło na trwale.
- Na balon z nim, zanim go deportuję! - wrzasnęłam do Młodego, który polecenie (pierwszy raz od dawna, wyraźnie z obawy o los pupilka, wykonał). Róża, szcześliwie, eksces przetrwała. Oppenheimer w króliczym futrze, śmierć i niszczyciel światów usiłuje się przymilać.
Ten kot mnie normalnie przerasta. Dobrze, że jest piątym, nie pierwszym
Jak zaśpię w poniedziałek, to proszę mnie nie winić
