Nie kupujcie tego, to książka błędów i wypaczeń
Za to opowiem, jak sama sobie zrobiłam wczoraj jesień średniowiecza

.
Było zimno i padało. Wieczorem. Nulka gdzieś przepadła, przyjdzie mokra i zmarznięta, to ja jej napalę w kominku!
Wrzuciłam do kominka cztery klocki, takie trocinowe, rozpaliłam. Zrobiło się ciepło, a nawet bardzo ciepło. Dorzuciłam piąty, bo nie wiadomo, kiedy wróci. I nagle jak mi buchnęło w środku, mało drzwiczki nie wyskoczyły razem z szybkami. I zasyczało, trochę zakopciło, ale pali się dalej.
Nie znam się na buchających kominkach, ale prawdopodobnie ciśnienie się zrobiło w kominie od tego ciepła, ognia i deszczu.
Postanowiłam zgasić to wszystko, bo będzie nieszczęście w nocy. Ale jak
Wymyśliłam, że będę wyjmować te rozżarzone kawałki opału z kominka i topić w garnku z wodą, wiadra nie posiadam. Tak też uczyniłam za pomocą łyżki do wybierania klusek. Dużo tego było i należało systematycznie, wielokrotnie. Już pomijam fakt, że trochę rękę mi parzyło, w kominku gorąco

.
Potem garnek tej syczącej papy wynosiłam do kuchni i wylewałam do sita metalowego na zlewie, jak całkiem ostygło, to porcja za porcją wyrzucałam do kubła ze śmieciami. Czarną mazią uwalony już był cały zlew, szafki i podłoga, a w kominku ubywało powoli

.
Po około godzinie wizja wysadzenia pionu kominowego, podpalenia domu i uduszenia się przez sen została oddalona, sytuacja opanowana

.
Poszłam do łazienki umyć ręce, patrzę w lustro...a to nie ja

. Wiem, że jestem ciemnej karnacji ale nie aż tak

. Białe były tylko białka oczu. Reszta czarna. Ręce też. Wszystko też. Włosy sztywne.
Cała byłam w sadzy, ale to jeszcze nic. Okazało się niebawem, że w sadzy jest dosłownie całe mieszkanie. Meble, zasłony, podłogi, ściany, sadza jest wszędzie
Calutki prawie dzień dzisiaj sprzątałam, końca niestety nie ma.
Nulka w nocy nie przyszła. Wróciła nad ranem, pewnie spała w Hiltonie.
