17. Sezon zaczęłam z opóźnieniem, bo się zapadka w klatce zepsuła, a ja się zorientowałam dopiero po jakimś czasie.
Potem złapała się bezuszka. Normalnie do kastracji to nie, do zabiegu ucha to nie, a potem jak już nie chcesz takiej złapać, to nagle w klatce siedzi.
Za to wczoraj mały słodziak zwany roboczo Kotem Sąsiadów, bo podejrzewam że to kot sąsiadów. Złapał się na patyczek matatabi, nie wybrzydzam.
Wczoraj złapany i zrobiony. Kocurek grzeczniutki i milutki, choć dzikawy. A jeszcze przedwczoraj moje kotki gonił tak, że aż jedna się posikała że strachu. Ogólnie to bym oczekiwała, że będzie szukał panienek gdzieś dalej, a nie gonił kastratki, a jednak.

Acha no i ucho znowu nie ucięte za to odrobaczony. Mówię doktorowi, że nie chce żeby odrobaczanie było robione przy kastracjach, bo to za duże obciążenie dla organizmu, to mnie wyśmiał, że oni koty ze schroniska, czy dziki to od razu combo ze wszystkim jadą, bo potem ciężko wyłapać. Na szczęście kotek rozpoznawalny i pozbędzie na obserwacji jakby co. Zdaje się, że jestem traktowana jak schronisko.
Dziadek lepiej, chyba się z tej niedokrwistości sam podniósł, chodzi, drze się i grymasi. Niestety wymiotuje bardzo często. Jestem bezsilna bo ani batf ani mono nie pomagają.