Przyjechał więc do mnie .. dochodzić do siebie. Trafił do kojca w pokoju, wyglądał źle , ale widywałam znacznie gorsze przypadki. On wg mnie po prostu skupił się na "marcowaniu" i stąd wycieńczenie. Wychudzony rzeczywiście, może nie drastycznie ale wszystkie kości czuć. Sierść stercząca, zaniedbana - wiadomo, że świadczy źle. Lekki katar, ale to pikuś. Odciążający(nie stawiający) tylną lewą łapę, przez co wygięty grzbiet, biodro mocno przekrzywione, bolesność. Od weta dostał jakieś tableteczki- nie podpisane , nie powiedziano mi nawet jakie (chyba antybiotyk) , podaję - bo nie ja za kota odpowiadam, ja mu tylko zapewniam tymczas. Kot spał przez pierwsze dni prawie 24 na dobę, dużo pił, regularnie jadł, sikał a kupa się z niego lała . Obecnie kupa ok, kot znacznie się ożywił , tak,że wróciła mu chęć na amory i wyje mi w domu/śpiewy marcowe

A teraz do sedna. Bo jak on tak spaceruje i wypoczywa to już dziś i prosto łapę stawia i ją obciążą, choć nadal mocno kuleje. Czy ta łapa sama może się naprawia ? Czy naprawi się do tego stopnia, że będę musiała się zastanawiać nad zasadnością operacji ? Nie chcę mu jej odmówić , bynajmniej , tylko to co mam w głowie to : On się już wycierpiał , teraz coś się poprawia tak szybko i ładnie a oni go potną, połamią (jak się coś pozrastało) itd... czy to właściwa droga ?
Niestety , nie ja mam kontakt z wetem - nie lubię zresztą tej wetki i nie mam siły z nią gadać (nie moja bajka). Decydować będzie o wszystkim koleżanka, która do wetki jeździła, która mi kota przywiozła i która przejmie go ode mnie jak już będzie "bezpieczny" .