Moje za Tęczowym Mostem:
SabciaUr. w 2007 r, najstarsza rezydentka od kiedy odeszła Pusia. Trochę autystyczna, ale nie bała się obcych, witała gości, dawała się pogłaskać. Miała swojego Rycerza Lucasa, więc została Damą i kazała do siebie mówić Laby Sabciu

Lubiła głaskanie i wyczesywanie, ostatnio zaczęła przychodzić do łóżka żeby się przytulić. Chorowała od jakiegoś czasu, wydawało się, że to ząbki, bo ciągle przy jedzeniu coś ją urażało w pysiu, coraz bardziej i bardziej. We wrześniu 2018 roku podejrzewano ją o chłoniaka i od tego czasu była na sterydach. Te sterydy pomogły na zmianę w pysiu, którą wykryto dopiero w 2019 r., to ona wywoływała straszny ból. Sabcia jadła suchą karmę, mielone z kurczaka, pasty miamorka, wylizywała sosik z różnych saszetek, czasem trochę z gourmed mus. Miewała kłopoty z apetytem, była niejadkiem, dlatego miała stały dostęp do suchych karm, które jednak powinny być niedostępne dla cukrzycowej Usi, co nie było łatwe

To był jej wątek, głównie ona go prowadziła, ja trochę pomagałam, teraz robi to Calineczka, ale liczę, że inne kotki będą włączać z pomocą

.
Sabcia była już bardzo chora, odeszła za TM 3 sierpnia 2024, Miała 17 lat.
Uszatka Złapała się przypadkiem na Wólczańskiej 21, kiedy polowałyśmy na Tomcia Palucha. Ponieważ karmiłam ją tam od paru lat, kotka była miziasta i w dodatku miała chore (załamane) ucho, więc najpierw pojechała do weta, a potem już nie wróciła na podwórko. Była u mnie od 24 września 2014. Bardzo miziasta, ale tylko dla mnie, chociaż innym też dwała się delikatnie pogłaskać (tylko bez przesady!). Uszatka pojawiła się na Wólczańskiej 21 na początku 2011 r., jako dorosła wysterylizowana kotka, czyli musiała urodzić się przed 2010. W lipcu 2017 r. stwierdzono u niej cukrzycę, mogła jeść tylko pokarmy z niską zawartością węglowodanów. Suchej karmy nie powinna była jeść w ogóle, ale dostawała bezzbożowe Thrive, i Wildcat Etosha Huhn , bo uwielbiała suche, ale musiałam jej wydzielać. Poza tym trzeba jej było co najmniej 2 razy dziennie mierzyć poziom cukru we krwi i podawać insulinę. Rujnowała moje finanse, bo paski do mierzenia cukru, insulinówki, nakłuwacze i insulinę kupuje się na 100%, ale była bardzo kochana. Lubiła się bawić piórkami na patyku. Była największym przytulakiem z całego stada. Po badaniach (lipiec 2023) wykryto u niej dodatkowo nadczynność tarczycy, chore serduszko, nadciśnienie, a także guza w śródpiersiu, uciskającego tchawicę... Dostała kolejne leki i jakoś trwała. Odeszła za TM 25 kwietnia 2024
Pusia [']Mój pierwszy kot, wzięłam ją jako kociaka w czerwcu 2000 r., odeszła na nowotwór w 2013 r. Opowiem o niej kiedyś więcej.
Dixi ['] Kotka podwórzowa, którą złapałam (już jako dorosłą kotkę) razem z jej przyjaciółką Pixi na sterylkę w końcu 2008 r. Potem wprowadziłam obie kotki do mojej piwnicy, a w końcu na moje podwórze. Pixi była tylko rok, zaginęła i nie wiem, co się z nią stało. A Dixi przeżyła tu 9 lat. Niby dużo jak na wolnożyjącego kota, ale przecież nie była jeszcze stara, mogła mieć 11-12 lat. Była płochliwa, ale nauczyła się podchodzić w węźle cieplnym (dodatkowe miejsce dla kotów oprócz piwnicy) do kraty i tu dawała się głaskać! Pozwalała się też dotknąć na podwórzu, ale bez przesady - zakroplić strongholdu sobie nie pozwoliła. Kiedy po śmierci Malutkiego na nowotwór na podwórze wprowadził się Szaruś, Dixi przeżyła wielki stres, bo Szaruś ją gonił. Uciekała przed nim na drzewo, potem bała się zejść, 2 razy ściągali ją strażacy (raz odpłatnie), za trzecim razem zeszła już sama, ale bała się wchodzić na podwórko. Dzięki pomocy Joli Dworcowej udało mi się zwabić ją do piwnicy i musiałam ją tam zamknąć na całą zimę. Piwnica nie miała naturalnego światła (dziurę wejściową musiałam zatkać, okna nie ma). Schodziłam do niej codziennie wieczorem i zostawiałam światło do północy, a po północy (przed spaniem) schodziłam jeszcze raz, gasiłam światło i zostawiałam latarkę ledową, którą wieczorem następnego dnia zabierałam do naładowania, a zostawiałam drugą naładowaną i tak w kółko. Jak zrobiło się cieplej, w miejsce dziury znajomy zamontował mi kratkę, kotka mogła wyglądać na świat i przy okazji... zaprzyjaźniła się z Szarusiem, któremu przez parę miesięcy (po kastracji) spadł poziom testosteronu, więc kiedy wypuściłam Dixi wiosną, koty przywitały się przyjaźnie i chyba się nawet polubiły, chociaż Szaruś zawsze trochę na Dixi polował, a ona trochę uciekała. Koty przeżyły w zgodzie parę lat, ale Dixi czasem nie miała apetytu, czasem nie pojawiała się przy jedzeniu. Raz było lepiej, raz gorzej. Kalewala złapała ją, w lecznicy nic nie stwierdzono, oczyścili jej troche ząbki, ale niewiele to pomogło. Cóż, badania w kierunku nerek i cukrzycy Dixi miała do końca dobre...

Potem było coraz gorzej, Dixi się nie pojawiała, ponowne łapanie się nie udało. Wreszcie wyszła na podwórze i... pozwoliła mi się pierwszy raz w życiu wziąć na ręce. Była strasznie wychudzona, lekka jak piórko, wtuliła się we mnie, a ja nie wiedziałam, co zrobić. Na szczęście miałam komórkę, zadzwoniłam i kalewala zgodziła się przyjechać z transporterem, zabrała kotkę do lecznicy, najpierw tej samej (znów nic nie stwierdzili

), a potem do innej, gdzie stwierdzono bardzo zaawansowanego chłoniaka. Odeszła w lecznicy 31 lipca 2017 r. Dwa lata po niej odszedł Szaruś - musiał chorować, ale tak to jest z kotami wolnożyjacymi. Po prostu pewnego dnia nie przyszedł już na karmienie...
Amcia [']Dzikuska, powoli się oswajała, u mnie od października 2013 r. Przyniosłam ją na sterylkę i została. Wetka określiła, że Amcia miała ok. 2 lat w chwili sterylki, więc urodziła się ok. 2011 r. Początkowo zaczęłam znajdować jej kupki w różnych miejscach, zorientowałam się, że boi się innych kotów i wydzieliłam jej pokój, początkowo siedziała z młodą koteczką, ale kiedy ta się szybko wyadoptowała, dołożyłam jej do towarzystwa Calineczkę i to była wielka kocia przyjaźń. Amcia początkowo bała się wszystkiego, nawet piórek na patyku, ale stopniowo przyzwyczaiłam ją do łapania piórek wysuwających się spod poduszki (i chowających się jak myszka

), stopniowo Amcia zaczęła tolerować dotyk piórek, a potem także dotyk ludzkiej ręki. Była bardzo kochanym kotkiem, płochliwym, ale ciekawskim. Zachorowała nagle, nie jadła, miała bardzo silną anemię. Po stwierdzeniu dodatniego testu białaczkowego byłam zdecydowana leczyć ją interferonem, ale nie zdążyłam. Odeszła na białaczkę 7 czerwca 2017
Amcia była śliczna, zawsze mam problem, które z jej zdjęć pokazać...
[/i]
Armani czyli Maniuś
Po postrzeleniu śrutem siedział długo w Perełce i Jola Dworcowa zaproponowała mi, żebym zamiast kolejnych zgarniętych przez nią kociaków wzięła na dt właśnie jego. Propozycja nie do odrzucenia...
Jola przyniosła go 5 lipca 2014. Wyadoptował się do Gworowa w kotlinie Kłodzkiej 23 września 2015
Czasem dostawałam maile od jego opiekuna i wygląda na to, że Maniek był bardzo szczęśliwy w nowym domu! Odszedł za TM 4 lipca 2020 po kilkumiesięcznej chorobie [*]

Kitek [*]
W szpitalu pojawił się chyba w 2012 r., był już dorosłym kocurkiem, więc musiał się urodzić ok. 2010 r. Najpierw dłuższy czas był karmiony w szpitalu, potem zachorował, Dorcia go złapała, siedział miesiąc w lecznicy (bo w szpitalnej piwnicy był remont), oswoił się, potem mieszkał w dt u Ewy z Wólczańskiej, ale tam w pewnym momencie przestał trafiać do kuwety. Okazało się, że był... strasznie zapchlony, musiałam go zabrać i od 23 maja 2015 był u mnie. Super miziak, nie bał się obcych, ale miał nawracające zapalenia dziąseł i usuwano mu nadziąślaka, dlatego się nie wyadoptował. W 2020 r. po badaniach okazało się, że miał pnn, początki anemii, ogromny kamień w nerce, drugą nerkę powiększoną (chociaż zmniejszyła się po leczeniu), no i kocią białaczkę oraz niski poziom białych krwinek. Dostawał interferon i leki na nerki.
Mimo wieku wyglądał i zachowywał się jak młody kociak. Obok Uszatki główny przytulak, lubił leżeć ze mną w łóżku, czekał na moment, kiedy się położę i natychmiast meldował się obok, podstawiając łepek do miziania. Bardzo lubił zabawę, ale nie reagował na laserek, trzeba było zabawiać go piórkami na patyku albo wędką. Fan Kociego łowcy, uwielbiał tę zabawkę. Raczej przyjazny wobec innych kotów, lubił najbardziej Calineczkę i Usię. Kochał ciepełko, chętnie spał przytulony do kaloryfera.
Odszedł za TM 1 czerwca 2021 z powodu białaczki i pnn.
[i]Wyadoptowane:
Bodzio
Od lipca 2017 siedział w mojej kuchni, podrzucony podstępnie przez Dorcię po tym, jak odeszła Amcia. Podobno miał ok. 9 lat, chociaż nie wyglądał. Fajny, miziasty kocurek, ale zupełnie nie miałam dla niego czasu, a on nie dogadał się z Mini (bała się go i atakowała), więc nie mogłam go zupełnie swobodnie wypuszczać. Na szczęście Bodzio w końcu znalazł dom od 16 lutego 2018. Jako nosiciel białaczki jest jedynakiem, tak wygląda w swoim nowym domu:

[i]Marcysia-Esmeralda
Przyszła 7.12.2014 z zaprzyjaźnionego dt, gdzie sikała i kupkała poza kuwetą. U mnie było OK, z kotami się dogadała, na początku nie dawała się głaskać, chyba że akurat jadła
(apetyt miała spory), ale z czasem zrobiła się miziasta, wyadoptowała się 25 września 2015
Zdjęcia z nowego domu: