Lecznica "Szarak" -dzielnica URSUS w Warszawie

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro sie 10, 2005 10:18

Elżbieto P. dziekuję za publiczne podanie informacji, ja na Ursusie mieszkam dopiero rok i nadal jeżdżę z kotami do starej lecznicy na Włochy. Miałam szukać lecznicy bliżej domu, ale chyba dam sobie spokój. Jednak wypróbowany w wielu bojach dobry wet. to skarb.
Bolek, Tygrys, Felicjan; Czarna i Ninek za TM [']

basic

 
Posty: 1399
Od: Śro cze 08, 2005 9:24
Lokalizacja: Warszawa-Ursus

Post » Śro sie 10, 2005 10:36

Nie szukaj. Raz byłam w parku Achera (nafaszerowali mi małego sterydami z powodu niestrawności), do Szaraka tylko zadzwoniłam i raz byłam przy kościele po zaświadczenie przed wystawą. Najlepsza wydała mi się ta przy kościele, ale i tak nadal jeżdżę ze wszystkim na Bialobrzeską.....

Aga1

 
Posty: 3376
Od: Pon lip 05, 2004 20:18

Post » Śro sie 10, 2005 10:47

Aga1 pisze:Wszystkie buraski jakie dokarmiam były na szczęście wczoraj wieczorem na karmieniu. Ale dawno nie widziałam staruszki czarnulki i się wystraszyłam :(


A gdzie dokarmiasz ? Bo może obie dokarmiamy te same ? U mnie też przewaga burasków, jeden piękny egzotyk - bialo-popielaty i jedna krówka.

Elżbieta P.

 
Posty: 2241
Od: Śro lut 02, 2005 0:40
Lokalizacja: Okolice Kozienic / mazowieckie

Post » Śro sie 10, 2005 10:50

Przy kościele na Czechowicza? To prawie pod moim domem, o tej lecznicy myślałam - jak bedzie nagły wypadek, bo auto nie zawsze działa a chory kot nie poczeka aż auto wróci z warsztatu. Teraz to sama juz nie wiem, czy brać tu coś pod uwagę. Ja od lat leczę "małpy" na Włochach na Wilczyckiej (obecnie bo mieli przeprowadzkę) u jednej Pani doktor. Zawsze dzwonię i umawiam się tylko z nią. Mam 100% zaufania, kota też się wetki nie boi. Tyle tylko, że to kawałek drogi.
Dzieki za info o innych lecznicach na Ursusie.
Bolek, Tygrys, Felicjan; Czarna i Ninek za TM [']

basic

 
Posty: 1399
Od: Śro cze 08, 2005 9:24
Lokalizacja: Warszawa-Ursus

Post » Śro sie 10, 2005 10:56

basic pisze:Elżbieto P. dziekuję za publiczne podanie informacji, ja na Ursusie mieszkam dopiero rok i nadal jeżdżę z kotami do starej lecznicy na Włochy. Miałam szukać lecznicy bliżej domu, ale chyba dam sobie spokój. Jednak wypróbowany w wielu bojach dobry wet. to skarb.


Od lat korzystam z lecznicy przy Walerego Sławka - również w okolicach tego samego parku. Lekarze sa tam wspaniali (oboje). Doktor Topolski operował mi wiele zwierzat (nie robi tego w gabinecie, tylko u siebie w domu - w bardzo dobrych warunkach).
Przygarnięte przeze mnie maluchy - są odrobaczane i leczone całkowicie za darmo. Za szczepienie - płacę symbolicznie.
Mają wspaniałe podejście do zwierząt. Buduja teraz nowoczesną klinikę w pobliżu przy ulicy Balbinki (naprzeciwko przedszkola).

Jedyny mankament tej kliniki to to, że zawsze trzeba czekać w tasiemcowych kolejkach. Lecznica ma bardzo dobrą opinię wśród pacjentów i nawet z Włoch i Osiedla Niedźwiadek - pacjenci do niej przyjeżdżają.

Elżbieta P.

 
Posty: 2241
Od: Śro lut 02, 2005 0:40
Lokalizacja: Okolice Kozienic / mazowieckie

Post » Śro sie 10, 2005 11:07

Elżbieta P. pisze:
Aga1 pisze:Wszystkie buraski jakie dokarmiam były na szczęście wczoraj wieczorem na karmieniu. Ale dawno nie widziałam staruszki czarnulki i się wystraszyłam :(


A gdzie dokarmiasz ? Bo może obie dokarmiamy te same ? U mnie też przewaga burasków, jeden piękny egzotyk - bialo-popielaty i jedna krówka.

No chyba dokarmiamy te same albo przynajmniej jedna część jest wspólna :D Jestem co wieczór (20-21) na Adamieckiego. Tam jest zawsze komplet: Gruba (biało-brązowa; rządzi całym towarzychem), Lala (córka Grubej; biała w szare łatki, ma seksownego "pieprzyka" na kufce :wink: ), Pan Ladny (bialo-popielaty, mieszanka rasowców, błąka się od jakiś tzrech miesięcy, udało mi sie go oswoić, ściągnęłam mu jakiś czas temu obrążę. Ostatnio pogryzł go pies. Przyszedł wieczorem na karmienie zalany krwią :cry: Strasznie się wystraszylam. Chciałam go zabrać do domu. Dał się wziąć na ręce ale jak chciałam go włożyć do kartonu to zwiał. Od tamtej pory jest mniej ufny ale powoli odbudowuję to co zburzyłam przez ta nieudaną próbę łapania. Pozwala się znów głaskać ale jest jeszcze pełen rezerwy. Mam nadzieję, ze uda mi się go niedługo złapać.), Czarna (staruszka, mieszka na dworze już chyba z 10 lat, trochę przygłucha), Pan Spray (marmurkowy burasek, straszny dzikus, nigdy nie je ode mnie, nie wiem czy je to co zostawiam). Poza tym na końcu 1 Maja przy budowie jest burasek (chłopak) z pięknymi pędzelkami na uszach i czarnymi podusiami. Wczoraj dał się pomiziać :). Jest tam też piękna czarna puma (dziewczynka), z mega długim ogonem. Ma sklejoną jedną końcówkę uszka. Straszna mizianka. I jest jeszcze jeden czarny chłopak. Młody. Gaduła jakich malo. Nie podchodzi do jedzenia jak jestem w pobliżu. Nie wiem czy później je to co zostawiam.
W okolicy widziałam jeszcze buraska z taką małą główką.... Ale nigdy nie był na kamieniu.

Aga1

 
Posty: 3376
Od: Pon lip 05, 2004 20:18

Post » Śro sie 10, 2005 11:08

Dzieki, bedę miała ten adres na uwadze. Jak człowiek gdzieś jest nowy to sporo czasu zajmuje znalezienie dobrych adresów (czy lekarzy, czy też innych punktów)
Bolek, Tygrys, Felicjan; Czarna i Ninek za TM [']

basic

 
Posty: 1399
Od: Śro cze 08, 2005 9:24
Lokalizacja: Warszawa-Ursus

Post » Śro sie 10, 2005 11:30

"Czarna (staruszka, mieszka na dworze już chyba z 10 lat, trochę przygłucha)"

Aga1, przepraszam, że się wtrącam ale to straszne kotka od 10 lat mieszka na dworzu. Czy nie próbowałaś cos jej zorganizować, jakiejś budki? Moge Ci pomóc w zorganizowaniu budki.
A co z innymi kotami?

Prakseda

 
Posty: 8154
Od: Czw cze 16, 2005 10:35
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Śro sie 10, 2005 11:47

Aga1 pisze:Pan Ladny (bialo-popielaty, mieszanka rasowców, błąka się od jakiś tzrech miesięcy, udało mi sie go oswoić, ściągnęłam mu jakiś czas temu obrążę. Ostatnio pogryzł go pies. Przyszedł wieczorem na karmienie zalany krwią :cry:

To musi byc ten sam, bo jest bardzi charakterystyczny w wygladzie. Je - dopiero wtedy, gdy odchodzę. Nie pozwala mi sie dotknąć. Całą zimę spędził w mojej piwnicy, którą musiałam w maju zamknąć, bo sąsiedzi protestowali i w budynku była wymiana piwnicznych okien. Wtedy sie do Ciebie przeprowadził. Co noc pod moim oknem odbywa krwawe walki z krówką-chlopakiem, który przychodzi od niedawna. Raz musiałam ich rozdzielać - tak było groźnie. U mnie stołuje sie okolo 20.00.

Elżbieta P.

 
Posty: 2241
Od: Śro lut 02, 2005 0:40
Lokalizacja: Okolice Kozienic / mazowieckie

Post » Śro sie 10, 2005 11:49

Prakseda pisze:"Czarna (staruszka, mieszka na dworze już chyba z 10 lat, trochę przygłucha)"

Aga1, przepraszam, że się wtrącam ale to straszne kotka od 10 lat mieszka na dworzu. Czy nie próbowałaś cos jej zorganizować, jakiejś budki? Moge Ci pomóc w zorganizowaniu budki.
A co z innymi kotami?

Prakseda, te koty nie są pozostawione same sobie. Ja tak naprawdę jestem takim "dodatkowy źródłem pokarmu". Panie które regularnie (2 razy dziennie) dokarmiają koty tam mieszkające robią to już od kilkunastu lat. Koty są odrobaczane. Kocice dostają tabletki. Maluchów nie było tam od kilku ładnych lat. W zamykanym śmietniku jest zbudowany podest, na którym koty mają cały czas wystawione picie (zresztą garnki z wodą są porozstawiane pomiędzy blokami), jedzenie, mleko, itp, itd. Nawet na śmietniku jest przybita tabliczka: "Punkt dokarmiania zwierząt" 8O Jak poznałam te Panie i opowiedziały mi o tym co robią to byłam w wielkim szoku, ze ktoś tak starannie i profesjonalnie zajmuje sie bezdomnymi kotami 8O 8) Poza tym w okolicznych blokach są pootwierane okienka do piwnic, które są ocieplane.
Ja codziennie wieczorem chodzę i daję im jedzenie na zasadzie "deseru". Jedyny kot, którym zajmuję się z większą uwagą jest właśnie Pan Ladny. Koty, rezydenci, często przeganiają go od misek. Poza tym do niedawna on był straszliwie płochliwy. Długo wogóle nie podchodził do miski dopóki człowiek był blisko, więc nie mozna było go przypilnowac i obronić przed innymi kotami. Oswojenie go zajęło mi połtora miesiąca. A celem jest złapanie go i zabranie do domu, bo on sobie słabo radzi na dworze. To że nie lapię go "na siłę" tylko chcę to zrobić "po dobroci" i po oswojeniu to moja decyzja, którą podjęłam po spedzeniu wielu godzin z tym kotem. Nie wiem czy jest dobra. Ale wydaje mi się, że jest to najlepsze rowiązanie. Długo i dużo mogłabym opowiadać o tym kocie. Po nieudanej próbie łapania, po której przestał do mnie podchodzić załamałam się :cry: Bałam się, że już nigdy nie uda mi się go złapać :cry: Ale powoli i z wielkim mozołem zaczynam odbudowywać to co zrujnowałam i zdobywać od nowa jego zaufanie. A nie jest to takie proste .....

Aga1

 
Posty: 3376
Od: Pon lip 05, 2004 20:18

Post » Śro sie 10, 2005 11:56

basic pisze:Przy kościele na Czechowicza? To prawie pod moim domem, o tej lecznicy myślałam - jak bedzie nagły wypadek, bo auto nie zawsze działa a chory kot nie poczeka aż auto wróci z warsztatu. Teraz to sama juz nie wiem.....

Kościół na Czechowicza - to zupełnie inna część Ursusa - niż klinika "Szarak", o której piszę.

Elżbieta P.

 
Posty: 2241
Od: Śro lut 02, 2005 0:40
Lokalizacja: Okolice Kozienic / mazowieckie

Post » Śro sie 10, 2005 11:57

Elżbieta P. pisze:
Aga1 pisze:Pan Ladny (bialo-popielaty, mieszanka rasowców, błąka się od jakiś tzrech miesięcy, udało mi sie go oswoić, ściągnęłam mu jakiś czas temu obrążę. Ostatnio pogryzł go pies. Przyszedł wieczorem na karmienie zalany krwią :cry:

To musi byc ten sam, bo jest bardzi charakterystyczny w wygladzie. Je - dopiero wtedy, gdy odchodzę. Nie pozwala mi sie dotknąć. Całą zimę spędził w mojej piwnicy, którą musiałam w maju zamknąć, bo sąsiedzi protestowali i w budynku była wymiana piwnicznych okien. Wtedy sie do Ciebie przeprowadził. Co noc pod moim oknem odbywa krwawe walki z krówką-chlopakiem, który przychodzi od niedawna. Raz musiałam ich rozdzielać - tak było groźnie. U mnie stołuje sie okolo 20.00.

Boże, to od kiedy on jest na dworze ???!!!!!!! :cry: :cry: :cry: Byłam pewna, że on jest na dworze od góra trzech miesięcy :cry: :cry: :cry:
Mi zajęło półtora miesiąca zanim dał się dotknąc poraz pierwszy :roll: Ale to było ślęczenie codziennie po 1-1,5 godziny, gadanie do niego i posuwanie się codziennie po pół kroczku do przodu. Aż w końcu dał się dotkąć. Tydzień później ściągnęłam mu obrąże, która była zapieta na sprzączkę i jeszcze zawiązana na supeł. A jak ją sciągnęłam to się okaząło, ze maiła tylko jedną dziurkę :strach: Do dziś ma ślad po tej obrąży na szyji .... :(

Aga1

 
Posty: 3376
Od: Pon lip 05, 2004 20:18

Post » Śro sie 10, 2005 12:20

Aga 1, nie odpowiedziałaś mi odnośnie Carnej staruszki.
Ja nie dlatego pytam by krytykowac czy pouczać. Jestem od tego bardzo daleka, wiem, że profesjonalnie zajmujecie się kotami. Pytam dlatego, że sa takie koty, które za nic na świecie nie wejdą do piwnicy, do innych kotów. Wtedy trzeba im urządzać coś na zewnątrz. Ponieważ mogę oferowac pomoc w tym zakresie, dlatego się wtrąciłam.

Prakseda

 
Posty: 8154
Od: Czw cze 16, 2005 10:35
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Śro sie 10, 2005 12:29

Prakseda pisze:Aga 1, nie odpowiedziałaś mi odnośnie Carnej staruszki.
Ja nie dlatego pytam by krytykowac czy pouczać. Jestem od tego bardzo daleka, wiem, że profesjonalnie zajmujecie się kotami. Pytam dlatego, że sa takie koty, które za nic na świecie nie wejdą do piwnicy, do innych kotów. Wtedy trzeba im urządzać coś na zewnątrz. Ponieważ mogę oferowac pomoc w tym zakresie, dlatego się wtrąciłam.

Prakseda nie odpowiedziałam Ci konkretnie odnośnie Czarnej struszki, bo stwierdzenie, ze w okolicznych ocieplanych piwnicach są pootwierane okienka dotyczyło wszystkich kotów ... Czarnuszka mieszka dokładnie w piwnicy jednej z karmicielek i tam spędza zimę. A w lecie spi w dzień nieopodal na trawie w cieniu żywopłotu .................
Wszystkie koty, które tam mieszkają (oprócz Pana Ladnego) to koty, które tam się urodziły. W piwnicach. Traktują je jak swoje domy, więc nie ma obawy, ze będą się bały wchodzić.

Aga1

 
Posty: 3376
Od: Pon lip 05, 2004 20:18

Post » Śro sie 10, 2005 12:33

Aga1 pisze:Boże, to od kiedy on jest na dworze ???!!!!!!! :cry: :cry: :cry: Byłam pewna, że on jest na dworze od góra trzech miesięcy :cry: :cry: :cry:
Mi zajęło półtora miesiąca zanim dał się dotknąc poraz pierwszy :roll: Ale to było ślęczenie codziennie po 1-1,5 godziny, gadanie do niego i posuwanie się codziennie po pół kroczku do przodu. Aż w końcu dał się dotkąć. Tydzień później ściągnęłam mu obrąże, która była zapieta na sprzączkę i jeszcze zawiązana na supeł. A jak ją sciągnęłam to się okaząło, ze maiła tylko jedną dziurkę :strach: Do dziś ma ślad po tej obrąży na szyji .... :(

Może to jednak inny ? bo nie zauważyłam u niego obroży... Tylko że zimą on był bardzo puchaty - obroża mogła byc zakryta sierścią. On nigdy do mnie blisko nie podchodził. Teraz ma letnią sierść i juz nie jest taki puchaty.
Jeśli miał obrożę - to może warto byłoby zrobić mu pare fotek i porozwieszac w okolicy. Może znajdzie się właściciel ?
Oba miejsca jego stołowania (moje i Twoje) dzieli tylko boisko szkolne i bardzo ruchliwa ulica. Lepiej, żeby przez tę ulicę ze stołówki do stołówki - nie przebiegał.

Elżbieta P.

 
Posty: 2241
Od: Śro lut 02, 2005 0:40
Lokalizacja: Okolice Kozienic / mazowieckie

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 62 gości