Kochani - piszę w skócie.
Kocisko jest przekochane. Najpierw troche uciekało na mój widok bo ja obca baba dla niego jestem ale jak tylko wziełam małe na kolana to mruczando było az do zadławienia i przytulanki i baranki
Słodziaczek jest malutki - taka kruszynka . Nie za chudy i nie za gruby - mam nadzieje, że się to szybko zmieni na plus
Pi pierwszych przywitaniach pojechałam z maleństwem do dr. Juszczaka, który obadał, zmierzył temperaturkę i stwierdziwszy że wszystko w jak najlepszym porzadku zaszczepił kocie i odrobaczył. Załozył jej tez ksążeczke zdrowia.
Acha! A w poczekalni czarnulek siedział grzecznie na kolankach i mruczał.
Po powrocie do domu nadszedł czas na kupkę do kuwety i skakanie po tapczanie. Skonsumowalismy także żółtko z jajeczka ze smakiem.
No i najwazniejsze - nasza Lucy to...Lucek. Chłopak pełna gębą - jak dobrze że mi cos migneło podczas zabawy - toż to jajeczka!!
Mam zdjątka - zapewne niedługo się pojawią ale sami wiecie jak trudno zrobić fotki czarnemu kocięciu...