
Chyba wytropiłam powód tych ciekawych objawów. Niestety zdradzę zakończenie już na początku, ale historię opiszę

Mam zmieniany jeden lek na inny, bo miał za mało efektów pożądanych a za dużo skutków ubocznych. Lekarz zaplanował powolne schodzenie z dawki. To znaczy powszechnie uważa się to za powolne schodzenie, ja bym to jeszcze rozłożyła w czasie. W każdym razie na SORze powtarzałam każdemu lekarzowi, że to jest jedyna zmiana w moim życiu w ostatnim czasie oraz że jest to zmiana mocno związana czasowo z moimi pierwszymi objawami. Część w ogóle nie reagowała, część dopytywała, jak wyglądało schodzenie z dawki i wtedy komentowała, iż w tym układzie to na pewno nie o to chodzi. Po powrocie do domu zajrzałam do ulotki. No jest jak byk, prawie wszystkie moje objawy mieszczą się w dziale: "Przerwanie stosowania leku". Jednego tylko nie wymienili, albo go nie dość dokładnie opisali i skrywał się pod innym mniej dosadnym zwrotem (bo dość trudno jest opisać wrażenie, że mózg to masa kabli odartych z izolacji, przez które puszczono wysokie napięcie. Tak się czułam, jak próbowałam spać pierwszej nocy. Pewnie zalicza się to do "pobudzenia", ale z moich doświadczeń pobudzenie odczuwa się inaczej, a nie jak koszmar elektryka na mokrej podłodze

Chociaż nie pamiętałam całej ulotki, od początku łączyłam objawy z brakiem leku. Nie wiedziałam jednak, co z tym fantem zrobić. Czy powinnam wrócić do leku, żeby zniwelować objawy? Brać go co drugi dzień albo zmniejszoną dawkę? Czy wystarczy przeczekać? Ile to może trwać, przecież muszę jakoś funkcjonować, bodaj na podstawowym poziomie? A może te objawy związane z odstawieniem są powodowane pośrednio przez zmianę ciśnienia śródczaszkowego, które sugerowała znajoma rehabilitantka w luźnej rozmowie? Lek mi już wcześniej namieszał z dysautonomią, może mógł wywołać zmianę ciśnienia śródczaszkowego (to co innego od ciśnienia krwi


W każdym razie dziś już było dobrze

Dziękuję za troskę
