Cóż. Ja mogę zaproponować tyle- mogę go wziąć do siebie do domu na obserwację, choćby na cholerny miesiąc. Nie boję się takich kotów, przeciwnie, współpracują ze mną chętnie. Raz nie udało się oswoić i głaskać, ale uszanowałam , kotka nie chciała, nie namawiałam - tylko obsługiwałam a po czasie wróciła na miejsce bytowania i wracała na karmienie- podchodząc na metr. Tej wetce mogę wysyłać codziennie filmy niech nie pęka .
Jestem oczywiście za wypuszczeniem, ale skoro i tak czuję, że go zabijecie- bo na pewno nie trafi na szybko z rąk wetki do kogoś kto się będzie znał i z nim cackał- to chciałabym mu chociaż spróbować uratować życie

Transport tylko był by potrzebny do Białej Podlaskiej.
ps. tyle zadrapań i pogryzień w "pracy" z kotami przeszłam ja, moi znajomi, moi weterynarze- najczęściej z dzikuskami oczywiście. NIKT , absolutnie nikt nawet nie pomyślał o wściekliźnie- najwyżej musiał po reakcji organizmu antybiotyk przyjmować. Co za paranoja przez jedną głupią babę
