By nie było, że u nas tylko "tragedia".
Dzięki zaprzyjaźnionej Cioci stałam się nabywcą telefonu.

Za co bardzo dziękuję
Pojechaliśmy do "salonu" przegrać wszystko na drugi. Oj, było tego sporo. Bałam się ,że gdy ja zacznę grzebać to tylko mogiła będzie.
U chłopaków dowiedziałam się ,że moje stare gracisko ma pękniętą i napuchłą baterie, która grozi wybuchem podczas ładowania. Wtedy wszystko byłoby stracone.Wyjaśniła się tajemnica" dziwnych haseł i blokad gdy zimna czy wilgoci dostała." Przełknął młody widok ściśniętej opaską plastykową komórki.
Ale zanim tam dotarliśmy była jazda autkiem. Prawie centrum miasta z brakiem parkingów. Janusz wjechał na jeden parkując na najbliższym wolnym miejscu. Stojący obok taksówkarz popędził nas bo to dla nich zarezerwowane miejsca były. Pojechał dalej i znalazł ciasnotę, w której nasze autko się zmieściło. Na tyle ciasno było, że nie mogłam wyjść swobodnie. Uważać musiałam by sąsiada nie porysować.
Po załatwieniu wszystkiego ,jeszcze noże daliśmy do ostrzenia, wracamy. TŻ stwierdził bym poczekała przy wylocie a on podjedzie. No to stoję. Jedzie jedno srebrne autko, drugie srebrne autko, trzecie srebrne... Katem oka widzę ,że nasze pudło wyjeżdża. Po piątym srebrnym autku podjechało małe czarne. Nie patrząc nawet na pewniaka łapię za klamkę a ona zamknięta. Jeszcze raz-dalej zamknięta. Noż cholera, co z facetem.

Zaglądam przez szybkę ciągnąc drzwi, by zbesztać chłopa a tam obcy facet rozkłada ręce , gapi się na mnie i warczy "czego?!"
W tym samym czasie usłyszałam klakson. To Janusz dawał znać, ze stoi zaraz za tym nie naszym. Oj, ubaw miał taksówkarz, mąż i kilku kierowców stojących za nami.