Robię co tylko mogę ........ Bardzo Was potrzebujemy

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt lut 02, 2024 19:52 Re: Robię co tylko mogę ........ Prosimy o wsparcie.

Iza przytulam Cię. Nawet nie wiem co napisać, bo przecież nic w takiej sytuacji nie może pocieszyć.
Zrobiłaś wszystko co się dało na posiadany stan wiedzy. Nie zadręczaj się, raczej myśl że ostatnie chwile tej kotki były lepsze niż gdyby coś się jej stało na dworze a akurat nie byłoby jej w altanie i może nie potrafiłaby wrócic. Tak jak napisała Blue nie wiesz naprawdę ile ona by jeszcze pozyła, a te kilka tygodni (o ile) wcale nie musiałoby być lepsze niż te godziny z Tobą.

avinnion

 
Posty: 654
Od: Pon paź 23, 2023 10:49

Post » Pt lut 02, 2024 22:10 Re: Robię co tylko mogę ........ Prosimy o wsparcie.

avinnion pisze:Iza przytulam Cię. Nawet nie wiem co napisać, bo przecież nic w takiej sytuacji nie może pocieszyć.
Zrobiłaś wszystko co się dało na posiadany stan wiedzy. Nie zadręczaj się, raczej myśl że ostatnie chwile tej kotki były lepsze niż gdyby coś się jej stało na dworze a akurat nie byłoby jej w altanie i może nie potrafiłaby wrócic. Tak jak napisała Blue nie wiesz naprawdę ile ona by jeszcze pozyła, a te kilka tygodni (o ile) wcale nie musiałoby być lepsze niż te godziny z Tobą.


Dziękuję.

Ona sobie o dziwo-dobrze radziła.I była w dość bezpiecznym miejscu.Zresztą sama je wybrała-nie wykluczone- ze już wtedy kiedy choroba postępowała gwałtownie.Właśnie najbardziej mnie martwią -te ostatnie chwile.Kiedy ją zabrałam i czekała-nie wiem czy nie w lęku- w kenelu do rana.Na to co będzie dalej.A dalej-było już tylko żle.

Te kilka tygodni-a miałam nadzieję-że miesięcy-kotka miała być już z nami.Miedzy innymi dlatego pojechała na badania-żebym wiedziała jak mogę jej pomóc-aby poprawić ten stan.

Wolałabym -żeby pamiętała nasze spotkania-kiedy po dwa razy dziennie do mnie wychodziła -albo już czekała i witała się z taką radością.

Niestety mija już 3 dzień -a ja nie umiem dać sobie z tym rady.
Proszę o wsparcie i udostępnianie zbiórki:

https://pomagam.pl/100kotow

iza71koty

 
Posty: 31670
Od: Sob sie 30, 2008 17:27
Lokalizacja: Szczecin

Post » Sob lut 03, 2024 8:20 Re: Robię co tylko mogę ........ Prosimy o wsparcie.

To ciężka psychicznie sytuacja :( Może spróbuj nie rozkładać już tego na czynniki pierwsze bo zwariujesz, wiem, że to nie łatwe bo czujesz się w jakiś sposób winna. Ale tak nie jest, nie można wzbudzać w sobie poczucia winy bo się zwariuje a są sprawy do codziennego załatwiania. Rozumiem Cię naprawdę, z dwoma sytuacjami kiedy zmarły mi koty "jakby z mojej" winy do dziś się nie uporałam i to będzie we mnie tkwić. Iza, jestem z Tobą i szanuję każdą twoją decyzję bo wiem, że robisz to z serca i rozumnie.

aga66

 
Posty: 6797
Od: Nie mar 05, 2017 18:46

Post » Sob lut 03, 2024 8:21 Re: Robię co tylko mogę ........ Prosimy o wsparcie.

Wczoraj po raz trzeci-rozmawiałam z Wetką.Nie tą moją-ale drugą która z nią pracuje-od dwóch lat.To kobieta z Ukrainy.Robiła nam juz w tamtym roku zabiegi.Bardzo ładne-malutkie profesjonalne szwy.

Ta lekarka była w środę razem z moją.Moja w piątek -nie przyszła juz do pracy-bo jest chora.Już w ubiegłym tygodniu-jak omawiałam wizytę Buby-powiedziała ze chyba pójdzie na zwolnienie.

Musiałam zadzwonić-choć rozmowę zaczęłam od sterylek.Potem powiedziałam jak sie czuję i ze w zwiazku z tym-prosze o wyjaśnienie mi moich wątpliwosci.

Myślę że wiem już wszystko.Lub prawie wszystko.Bardzo po ludzku i cierpliwie-podeszła do sprawy.

Miałam to wczoraj napisać wieczorem ale-niestety Bóg-przygotował mi inną-jeszcze gorszą niespodziankę.To nie pierwszy taki mój przypadek.Kiedy rodzi się-jakiś ogromny problem i w trakcie-narasta inny.Zwykle poważniejszy jeszcze.To chyba taki myk -aby jeden problem-przykryć drugim-który w tym momencie mnie pochłonie.

Czeka nas bardzo trudny dzień.
Proszę o wsparcie i udostępnianie zbiórki:

https://pomagam.pl/100kotow

iza71koty

 
Posty: 31670
Od: Sob sie 30, 2008 17:27
Lokalizacja: Szczecin

Post » Sob lut 03, 2024 8:26 Re: Robię co tylko mogę ........ Prosimy o wsparcie.

aga66 pisze:To ciężka psychicznie sytuacja :( Może spróbuj nie rozkładać już tego na czynniki pierwsze bo zwariujesz, wiem, że to nie łatwe bo czujesz się w jakiś sposób winna. Ale tak nie jest, nie można wzbudzać w sobie poczucia winy bo się zwariuje a są sprawy do codziennego załatwiania. Rozumiem Cię naprawdę, z dwoma sytuacjami kiedy zmarły mi koty "jakby z mojej" winy do dziś się nie uporałam i to będzie we mnie tkwić. Iza, jestem z Tobą i szanuję każdą twoją decyzję bo wiem, że robisz to z serca i rozumnie.


Dziękuję Aguś.Tak poczucie winy-jest najgorsze.Jak i niepewność.Dlatego wczoraj-byłam zmuszona zadzwonić kolejny raz-głównie po to -aby właśnie choć odrobinę to poczucie winy zmniejszyć-lub ostatecznie-jeszcze sobie dołożyć.Mimo słów pocieszenia-tutaj-za co bardzo dziękuję-musiałam się upewnić we właściwym miejscu.Zadałam wiele-najistotniejszych dla mnie pytań i dostałam odpowiedzi.

Jeśli zdołam-nie wiem-może jutro-pojutrze-napisze Wam-moją opowieść o Bubie.Może dlatego-że bardzo tego potrzebuję.Może dlatego-że chciałabym tak ją zapamiętać.Dlatego-że na to zasługuje i była dla mnie bardzo ważna.
Proszę o wsparcie i udostępnianie zbiórki:

https://pomagam.pl/100kotow

iza71koty

 
Posty: 31670
Od: Sob sie 30, 2008 17:27
Lokalizacja: Szczecin

Post » Sob lut 03, 2024 9:30 Re: Robię co tylko mogę ........ Prosimy o wsparcie.

Napisz. Czekamy. To pomaga choć niewiele.

avinnion

 
Posty: 654
Od: Pon paź 23, 2023 10:49

Post » Nie lut 04, 2024 7:32 Re: Robię co tylko mogę ........ Prosimy o wsparcie.

avinnion pisze:Napisz. Czekamy. To pomaga choć niewiele.


Może nieczytelnie się wyraziłam do końca.Nie dla mnie -w celu wyrzucenia tego z siebie.Bo tak się nie da.Mogłabym pisać w kółko-a ból i tak by trwał i trwa.Mogłabym opowiedzieć o tym milionom ludzi-którzy mnie by pocieszyli i ostatecznie wróciłabym z tym-sama do domu.Niewiele by to zmieniło.Dlatego nie przychodzę tutaj-nie piszę.Wole się wypłakać i poszukać-czegoś sama co ukoi-choć odrobinę i pomoże mi przetrwać.Mam masę kotów-którym jestem codziennie bardzo potrzebna.Choć może bardzo bym chciała-nie mogę się poddać.

Wczoraj pierwszy raz zrobiłam coś czego -nigdy nie robiłam w ten sposób.Możecie mi wierzyć lub nie-ale pierwszy raz od środy-było mi odrobinę lepiej.I chyba pierwszy raz jako tako po powrocie z kociej trasy-zjadłam trochę kolację.

Napisałam wcześniej-w środę chyba-że nie mam co w domu liczyć na wsparcie.Bywało tak wiele razy-dlatego tym razem wiedziałam- ze będzie podobnie.Ale sie pomyliłam.Chcę tutaj bardzo-przeprosić Damiana-który bardzo mi pomaga.O dziwo-choć pewnie jest też zmęczony moimi wcześniejszymi pytaniami-dociekaniem-starał się mnie wysłuchać i na swój możliwy sposób-coś wytłumaczyć.
Ale co najważniejsze wykazał bardzo dużo zrozumienia i pomimo że sam karmi najtrudniejsze dwie trasy-chodzi ze mną do moich kotów.To pozwala mi w drodze nie myśleć aż tyle i mogę porozmawiać też na inne tematy.A przy okazji robimy wszędzie wiosenne porządki-sprzątając kocie miski-które wiatr rozrzucił-gdzieś po krzakach.

Na pewno wczoraj Jego pomoc była mi równie ogromnie potrzebna-bo mieliśmy bardzo ciezki dzień-który trzeba było inaczej zorganizować.Inaczej niz według starego planu a to zawsze jest trudne.Mąż również bardzo wczoraj pomogł.Pojechał po mięso dla kotów.do LIdla po makarony i do Castoramy po opał.Chcę w tym tygodniu odpuścić wszystko.Aby nabrać sił.W tym też odpuscić P.Mirkowi-jazdę po opał dla mnie.On też został przemaglowany przeze mnie i musiał wykazać sporo cierpliwości-bo podobnie jak w przypadku Lekarek-zasypałam go rycząca -wieloma pytaniami.

Tak więc się uściślę-to będzie moja opowieść o Bubie-dla Buby.Głównie dla Niej.
Proszę o wsparcie i udostępnianie zbiórki:

https://pomagam.pl/100kotow

iza71koty

 
Posty: 31670
Od: Sob sie 30, 2008 17:27
Lokalizacja: Szczecin

Post » Nie lut 04, 2024 8:18 Re: Robię co tylko mogę ........ Prosimy o wsparcie.

Przytulam Cię mocno i ślę ciepłe myśli do Ciebie kochana. Buba[*] już nie cierpi i to najważniejsze.

aga66

 
Posty: 6797
Od: Nie mar 05, 2017 18:46

Post » Nie lut 04, 2024 22:39 Re: Robię co tylko mogę ........ Prosimy o wsparcie.

Szymkowa pisze:
13,46 - ta kwota zostaje na następne zamówienie


W sprawie kolejnej zbiórki na zakup karmy. Ze styczniowej pozostało 13,46 zł
Czy ktoś się dołoży do następnego zamówienia?
A co i ile będzie zamówione to zależy od zebranych funduszy. Wiem, jest coraz drożej. (za 24 puszki kupione 4 dni temu zapłaciłam już 119 zł)
Moje koty za TM: Gaja - 4 lata; 21.09.2009 Bobik - 8 lat; 16.08.2018 Myszka - 14,5 lat; 17.01.2020 Szymek - 19 lat; 07.05.2021 Kuba - 17 lat; 28.03.2022

Koty z Opola pod moją wirtualną opieką: Skarbinka - 16.02.2010 Maskotka - 22.10.2010 Fatimka - 01.11.2010 Irenka - 29.06.2012
Roki - 16.08.2012
Henio ze Szczecina - lipiec 2022
Bibi - 17.08.2022

Szymkowa

 
Posty: 4830
Od: Pon lis 21, 2005 17:06
Lokalizacja: Warszawa - Żoliborz

Post » Pon lut 05, 2024 7:50 Re: Robię co tylko mogę ........ Prosimy o wsparcie.

Ja się dołożę ale nie wiem na jakie konto. Pisałam do Izy PW ale nie wiem czy dotarlo. Chciałabym ustawić stały, co miesięczny przelew na konto z którego będą pokrywane kotowe potrzeby. Czy mogłabym dostać taki numer?

avinnion

 
Posty: 654
Od: Pon paź 23, 2023 10:49

Post » Pon lut 05, 2024 8:11 Re: Robię co tylko mogę ........ Prosimy o wsparcie.

avinnion pisze:Ja się dołożę ale nie wiem na jakie konto. Pisałam do Izy PW ale nie wiem czy dotarlo. Chciałabym ustawić stały, co miesięczny przelew na konto z którego będą pokrywane kotowe potrzeby. Czy mogłabym dostać taki numer?


W tej chwili na zakup karmy zbiera Szymkowa.Dziękuję.

W sprawie comiesięcznej pomocy :201494 mogę podać numer mojego konta na pow.Pięknie dziękuję. :201494
Proszę o wsparcie i udostępnianie zbiórki:

https://pomagam.pl/100kotow

iza71koty

 
Posty: 31670
Od: Sob sie 30, 2008 17:27
Lokalizacja: Szczecin

Post » Wto lut 06, 2024 13:30 Re: Robię co tylko mogę ........ Prosimy o wsparcie.

Szymkowa pisze:
Szymkowa pisze:
13,46 - ta kwota zostaje na następne zamówienie


W sprawie kolejnej zbiórki na zakup karmy. Ze styczniowej pozostało 13,46 zł
Czy ktoś się dołoży do następnego zamówienia?
A co i ile będzie zamówione to zależy od zebranych funduszy. Wiem, jest coraz drożej. (za 24 puszki kupione 4 dni temu zapłaciłam już 119 zł)


Mam pierwsze zgłoszenie.

Izo, czy chcesz puszki Rafi, czy może suchą karmę?
Moje koty za TM: Gaja - 4 lata; 21.09.2009 Bobik - 8 lat; 16.08.2018 Myszka - 14,5 lat; 17.01.2020 Szymek - 19 lat; 07.05.2021 Kuba - 17 lat; 28.03.2022

Koty z Opola pod moją wirtualną opieką: Skarbinka - 16.02.2010 Maskotka - 22.10.2010 Fatimka - 01.11.2010 Irenka - 29.06.2012
Roki - 16.08.2012
Henio ze Szczecina - lipiec 2022
Bibi - 17.08.2022

Szymkowa

 
Posty: 4830
Od: Pon lis 21, 2005 17:06
Lokalizacja: Warszawa - Żoliborz

Post » Wto lut 06, 2024 16:18 Re: Robię co tylko mogę ........ Prosimy o wsparcie.

Szymkowa pisze:
Szymkowa pisze:
Szymkowa pisze:
13,46 - ta kwota zostaje na następne zamówienie


W sprawie kolejnej zbiórki na zakup karmy. Ze styczniowej pozostało 13,46 zł
Czy ktoś się dołoży do następnego zamówienia?
A co i ile będzie zamówione to zależy od zebranych funduszy. Wiem, jest coraz drożej. (za 24 puszki kupione 4 dni temu zapłaciłam już 119 zł)


Mam pierwsze zgłoszenie.

Izo, czy chcesz puszki Rafi, czy może suchą karmę?


Puszki. :1luvu: :201494 Koniecznie.Z tym jest największy kłopot.Targać trzeba a w sklepie nie ma-nawet po dostawie-tego co zwykle kupuję.
Proszę o wsparcie i udostępnianie zbiórki:

https://pomagam.pl/100kotow

iza71koty

 
Posty: 31670
Od: Sob sie 30, 2008 17:27
Lokalizacja: Szczecin

Post » Wto lut 06, 2024 19:38 Re: Robię co tylko mogę ........ Prosimy o wsparcie.

Dziewczyny- chciałabym Wam pokazać jeden wątek. Ostatni post założycielki tego wątku pokazuje dokładnie jak i dlaczego odeszła Buba. Dokładnie takie same okoliczności. Wkleję Wam stronę, od której zaczyna się ta bardzo smutna historia:

viewtopic.php?f=1&t=136456&start=60


Pisałam Wam, że zrobiłam w sobotę coś innego niż zwykle. Chyba tylko dzięki temu -jak wróciłam -zjadłam trochę kolacji. Bo niestety dwa dni nie jadłam prawie wcale. Kiedy odchodzi kot-to miejsce gdzie był karmiony sprawia mi zwykle dużo bólu. Najchętniej ominęłabym je z daleka, gdyby nie fakt, że zwykle ktoś jeszcze tam jada. W sobotę- wieczorem-ostatnią trasę robię sama- poszłam po drodze- zostawiając jedzenie w miejscu karmienia Buby. Może wyda Wam się to dziwaczne- ale najpierw ją zawołałam- potem nałożyłam jedzonka. Poprosiłam, aby jadła i poszłam sprawdzić posłanko w komórce- wytrzepałam kocyk. Tak jakby -.....nic się nie zmieniło.
Przytuliłam do siebie kocyk, jakbym chciała znów poczuć jej zapach. Ułożyłam z powrotem w gniazdeczko, tak jak było.

Były i będą różne odejścia. Niektóre jednak tkwią bardzo długo i są ogromną stratą- jak ból po odejściu Buby......
-------------------------------------------------------------------------------------------


Jest mi ogromnie ogromnie żal Buby. :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: Chciałam jej dać to wszystko -czego wcześniej nie zaznała.....Jak najdłużej......

Obrazek



Buba pojawiła się w maju ub.roku. Tam, gdzie karmiłam Lizę. Były wtedy duże zarośla. Ona się bardzo bała, była sporo dalej, a ja nie widziałam jej dokładnie. W tym czasie łapaliśmy kotki na zabiegi. Chyba po 3 dniach poszedł ze mną Damian, bo chciałam Mu pokazać tego nowego kotka. Kotka się spłoszyła i przebiegła kawałek dalej, a wtedy Damian do mnie mówi- słuchaj to jest kotka i to bardzo gruba już. O kurcze-pierwsza myśl-to może uda się złapać i tak szliśmy w tym kierunku z klatką-łapać Madrusię, ale nowa kotka nie weszła do klatki- mimo czterech prób-przez dwa dni. Odpuściliśmy, bo Madrusia była bardzo pilna do zrobienia.
Bardzo dobrze się stało, bo ta kotka nie przeżyłaby narkozy. Wetka jest tego pewna. Gdyby ten dramat spotkał mnie rok temu - kiedy ledwo co zaufała nam nowa kotka- to chyba nie zrobiłabym więcej żadnej sterylki w ub.roku. Pomijając już fakt, że nie wyobrażam sobie jakbym po tym wszystkim psychicznie doszła do ładu.

Buba- zostawiła nam po sobie swoje dzieci. Ten okres był chyba dla niej dobry mimo wszystko- choć normalnie uważam, że ciąża i wychowywanie potomstwa- to niepotrzebny stres i obciążenie dla kotki. Po dwóch dniach od prób łapania- Buba przybiegła już bez brzuszka. Bardzo głodna. Zjadła w biegu i pomknęła tak szybko, że nie wiedziałam w którą stronę.

To był taki moment w jej życiu, kiedy czuła się bardzo potrzebna i za wszelką cenę chciała ukryć kociaki przed światem. Los jednak szykował paskudną niespodziankę. Lada moment -w tym rejonie- miała rozpocząć się budowa nowego osiedla, która trwa do dnia dzisiejszego.
Niestety mimo miesiąca poszukiwań tak nas wyprowadzała w pole, że nie zdołaliśmy namierzyć tego miejsca. Raz w straszną ulewę widziałam jak biegnie. Bardzo szybko. Mokra potwornie- chyba przenosiła kociaki.
Ona wtedy była zupełnie inna. Poruszała się z prędkością światła. Nie do namierzenia. Kiedy widziałam swoje inne leniwe koty- nawet zażartowałam do Damiana,że ta kotka ma chyba ADHD. Pojawiała się nagle i znikała nagle.

Potem spotkałam znajomą- Agnieszkę. Mówi, że ta kotka -to była u niej na działce w ub.roku, teraz wchodzi w takie jeżyny. Byliśmy w tym miejscu-wiele razy. Słuchaliśmy, świeciliśmy latarką. Cisza jak w grobie. Najmniejszego szelestu. Zanim kociaki zostały odkryte, dzień wcześniej tuż obok, pracowała koparka. Kotka nie miała doświadczenia. Dość blisko była karmiona. Nie umiała albo ocenić zagrożenia, albo uznała, że ta sprawa jej nie dotyczy i została w starym miejscu. Tyle, że nikt nie miał o tym pojęcia, bo pomimo tego, że sprawdzaliśmy -Aga miała też patrzeć na podwórko i twierdziła, że więcej nie widziała tej kotki wchodzącej w jeżyny, to ona tam była. Następnego dnia -poszłam na plac budowy około 9.00. Tym razem zostawiłam jeszcze człowiekowi od koparki numer telefonu. Niech dzwoni jak coś znajdzie, bo mam podejrzenie, że coś jest jednak w tych jeżynach i choć nie mam pewności-bo to jest potwornie ogromna gęsta i wysoka na ponad 3 metry narośl i ja nie jestem w stanie się dostać do środka- niech wykaże bardzo dużą ostrożność. Poprzedniego dnia się dowiedziałam, że jutro koparka już ruszy to miejsce. Pracownik nie ruszył tego wtedy od razu -tylko dlatego, że poszłam i rozmawiałam z kierownikiem i o to prosiłam. Chciałam aby kotka miała dużo czasu na wyniesienie dzieci. Miała kilka dobrych bezpiecznych miejsc.
Około 11.00 zadzwonił telefon- Pracownik znalazł kociaki. Pierwsze moje pytanie-czy żyją? Stanął z robotą i czekał. Odkrył je tylko dlatego, że jak uniósł koparką górę tej zarośli- to górą-po starych płytach meblowych-które też były całe obrośnięte- próbował uciekać czarny kociaczek. Nie widział uciekającej kotki z tego miejsca- trudno byłoby mu ją zobaczyć- zresztą wkoło były wysokie zarośla i trawy i mogła czmychnąć w ostatnim momencie i pewnie tak było.
Polecieliśmy z Damianem z kontenerkiem. Nie wiedzieliśmy jeszcze jednak, że jeden z kociaczków nie żyje. Udusił się próbując desperacko się ratować- zawisł ciałkiem pomiędzy płytą, która tam była- spadła niefortunnie ukosem. Na tego kotka Damian trafił od razu jak włożył rękę i poczuł bezwładne ciałko-szukał dalej w obawie- czy reszta żyje. Okazało się, że na samym dole siedzą stulone 3 kociaczki. Wystarczyło je wyjąć ręką - miały jakieś 5 tygodni. Wystraszone, ale nie próbowały uciekać. Chyba zbyt bardzo przerażone tym co sie dzieje wokoło. Kierownik, który był przy tej akcji, a którego uprzedzałam już 3 dni wcześniej- zanim cokolwiek się tam zaczęło- powiedział, że górą uciekał czarny kociaczek i jeśli tamten nie żyje to może były dwa. Nie wiedzieliśmy ile ich było -szukaliśmy dalej. Damian zobaczył w zaroślach obok- że coś malutkiego- czarnego ucieka. Kociaczek- zawrócił jednak w jeżyny w ogromnej panice, bo pewnie- znał do tej pory tylko to miejsce. Ich bezpieczny do tej pory-dom. On jedyny z ocalałej czwórki bronił życia desperacko - syczał i gryzł.
Maluszek okazał się koteczką- nazwana przez nas Mambą.

A Mamba była nieco inna niż rodzeństwo. Nie przepadała kiedy rodzeństwo prowokowało ja do zabawy. Jakby szybciej się męczyła zabawą. Wolała zjeść i spać. Sama też często wchodziła na kolana- jakby miała inny zupełnie temperament. Lubiła głaskanie- przytulanie. Myślałam, że bardzo tęskni za mamą i dlatego tak się dzieje. Kociaczki miały bardzo poważne problemy biegunkowe na początku. Wiele puszek-pasztecików wcale nie tolerowały. Potem jelita sie uspokoiły. Mamba nie miała żadnych problemów z oddechem. Pewnego ranka w lipcu- już się nie obudziła.
W tym dniu jak zabraliśmy kociaki próbowaliśmy wielokrotnie sprowokować Bubę do wejścia do pułapki. Nawet nagrany głos kociąt- nie zdał egzaminu. Kiedy koparka skończyła pracować- Buba wracała na miejsce i bezskutecznie zaglądała wszędzie- poszukując dzieci. Na pewno trwało to kilka dni. Było to ogromnie przykre dla nas. Teraz jednak się okazuje, że dla Buby- było to lepsze niż stres w klatce. Lekarka mi powiedziała, że wtedy choroba uaktywniła by się dużo szybciej. Nie byłoby już złotej jesieni dla Buby.......Podobnie jak to, że nieudana próba łapania kotki na zabieg uratowała jej życie.

Buba przestała już szukać po kilku dniach kociaków. Chodziła jeszcze sprawdzała. Zaglądała we wszystkie zakamarki- jakby miała nadzieje, że jednak gdzieś siedzą schowane i czekają na nią..... starałam się, aby poczuła na dłoniach ich zapach. Zwykle je chwilę trzymałam na rękach zanim do niej poszłam. Potem było już lepiej- kotka jesienią nie pozwalała mi na wiele, ale czasem w trakcie nakładania jedzenia mogłam ją dotknąć. Starałam się to robić coraz częściej. Widziałam, że ładnie je-tęsknota jej już tak nie doskwiera i wraca radość życia. Taka się czułam odpowiedzialna częściowo za to matczyne nieszczęście-że starałam się wynagrodzić jej jak tylko umiałam. A to pysznym jedzonkiem, A to czasem, który poświęcałam tylko dla niej. Często mnie prowadzała po tych swoich zaroślach. Czasem ja prowadzałam ją. Z boku można było powiedzieć, ze chyba się trochę sama nudzi i stara się maksymalnie wykorzystać mój czas kiedy u niej jestem, bo dzieje się coś innego.

Jesień była cieplutka i pogodna. Kiedy robiliśmy porządek w budkach-Buba często przychodziła. Zaglądała do tych budek. Sprawdzała. Potem zimą w jednej nawet spała, bo Damian mi mówił, że widział jak rano przeciągała się przed budką. To było jak przyszło pierwsze ochłodzenie i nawaliło nam śniegu. Nawet Baziu ją zauważył. Śmiałam się, że chyba się zakochał bo chodził za nią, jakby sprawdzał jej rewir, a dzisiaj dowiedziałam się od znajomej, która tam mieszka, że oba koty zadowolone turlały się w piasku przywiezionym na plac budowy. Opowiedziałam Jej co się stało z Bubą. Wtedy też dowiedziałam się, że Buba pojawiła się na Jej dachu wiaty na przydomowym ogródku latem-dwa lata temu. Była podrostkiem i Agnieszka zaczęła ją dokarmiać. Były jeszcze inne kociaki. Podobno kilka. Nie wie co stało się z tamtymi ale mam wrażenie, że jedna z kotek -to był kociak który ukradkiem zamieszkał na podwórku obok w komórce P.Joli. To była trikolorka. W złym stanie. Zabiedzona. Drobniutka. Widać było, że ma kilka miesięcy- ale miała bardzo trudne życie. Zaczęła się skradać do naszego jedzenia. Potem coraz odważniej. W pewnym momencie mocno zachorowała. Ponieważ to P.Jola czuła się za nią bardziej odpowiedzialna, bo kotka była u niej i sama też zostawiała jej jedzenie- poprosiła o pomoc TOZ. Kotka nagle stała się apatyczna. Był ogromny problem z jedzeniem. Zabrali koteczkę na badania, ale niestety już nie wróciła. Zrobili jej test i wyszła białaczka. P.Jola podjęła decyzję o eutanazji telefonicznie- kiedy dowiedziała się o wyniku testu. Nie ukrywam, że byłam wtedy na nią zła. Bardzo prawdopodobne, że obie koteczki były siostrami.

Dopiero kiedy Buba mi zaginęła w okolicach 12 grudnia na 2 tygodnie i pojawiła się dopiero po Świętach -zobaczyłam katastrofalną zmianę w jej wyglądzie-bardzo schudła- i w zachowaniu. Nie odczuwała wcale lęku przede mną. Była jak wycieńczony zagłodzony kot- zamknięty gdzieś bez dostępu do jedzenia i możliwości wydostania się przez dłuższy czas.

Odkarmienie Buby stało się priorytetem. Wiedziałam, że wymaga to trochę czasu, bo zabiedzonych, zagłodzonych kotów odkarmiłam masę. Niektóre trzeba było odkarmić, aby wysterylizować, bo ich stan był zbyt poważny, aby ryzykować taki zabieg.
Już drugiego dnia wyglądało, że jest lepiej. Kolejnego i kolejnego to samo. Potem nagle na 2 dni mi zniknęła. Wiedziałam już, że żyje i je, a wokoło ma wiele stołówek, więc uznałam, że przyjdzie kiedy zgłodnieje.

Kiedy szłam do Trzykrotki zobaczyłam ją gdzie indziej. Przeniosła się w bardziej ustronne, spokojne miejsce- opustoszały pustostan za moim budynkiem. W sumie to mnie bardzo ucieszyło. Była bliżej, a kiedy wieczorem tam poszłam i zobaczyłam, że czeka byłam spokojniejsza.Od tego momentu była już tam.Codziennie. Dwa razy dziennie, albo czekała albo wychodziła z ukrycia, kiedy nawoływałam. W sylwestra byłam u niej 3 razy. Dłużej niż normalnie podczas karmienia. Bałam się jak sobie poradzi, gdy hałas będzie ogromny. Podczas drugiego karmienia już było głośno. Nie dostrzegłam żadnej paniki. Była normalnie jakby jej to nie dotyczyło. Dzień po Sylwestrze także była normalnie. Spokojna. Teraz wiem, że apatyczna.
Bywało tak w ostatnich dniach, że kładłam jedzenie. Ona się ocierała zadowolona, powąchała, ale nie zostawała jeść, tylko szła za mną dalej do Trzykrotki. Musiałam ją na stołówkę odprowadzać i nakłaniać. Czasem posmarować futerko, aby dobrze poczuła zapach i zaczęła jeść. Kilka dni wstecz ten apetyt był lepszy. Nie żeby się rzucała na jedzenie, bo ona tylko raz miała taki okres w życiu, kiedy jadła dużo i szybko. Tuż przed wykoceniem i potem kiedy karmiła. Potem ta sytuacja się zmieniła, a w ostatnim czasie zmieniła diametralnie. Dlatego uznałam, że wizyta u Weta jest bardzo pilna.
Pod względem karmienia -bardzo dbałam o Bubę. To sie tak na dobre zaczęło jak zabraliśmy kociaki. Obierałam gotowane udeczko. Skórkę.Uwielbiała. Także Josere catelux i Rc Kitten. Dla niej zawsze musiałam mieć coś extra. Dlatego kiedy na końcu pojawiły się te problemy z jedzeniem i kolejna utrata wagi byłam zdołowana.

To w połowie stycznia zauważyłam znowu spadek masy. Polizała troszkę podzióbała jak ptaszek i odchodziła. Zwykle siadała i ogarniała toaletę. Zaczęłam mieć dziwne uczucie, że ona wcale nie czeka na jedzenie tylko moje towarzystwo na chwilę.

Miałam też uczucie, że futerko jest jakby chłodniejsze w dotyku. Pomyślałam, że to pewnie dlatego, że waga kiepska-mogłam już podnieść kotkę bez problemu- tłuszczyku nie ma, to i nie jest tak ciepła jak powinna. Tyle, że takie sprawy też trudno do końca ocenić kiedy mróz jest na dworze.
Dlatego uznałam, że wizyta u Weta jest pilna.
Było tam w jednej komórce już jesienią -zrobione przeze mnie-legowisko dla Bubiczka. On się zimą wyprowadził-wiec mogła korzystać. Malutka komórka. Gniazdo z koców-zasłonięte płytą i grubym kocem. Potem jeszcze tam zaniosłam grubą płytą styropianu i pościeliłam na niej kocyk.

Wchodziła tam, może nawet spała, ale czasem wchodziła w swoje stare miejsce. Więc jej zrobiłam, w innej komórce, pod dachem kolejne schronienie. Zostawiałam jej tam jedzenie, aby nie zamokło i to miejsce potem zaakceptowała. Spała też u nas w ogrodowej altanie, pod koniec.


Z Bubą -o czym nie wiedziałam- działo się coś już dużo wcześniej. Choroba atakowała po cichu. Lekarka powiedziała, że to już stara sprawa i kotka o ile zdołałoby się jej pomóc- powinna trafić do lecznicy co najmniej rok wcześniej. Tyle tylko, że wtedy jeszcze nie wiedziałam o Buby istnieniu.....Była z nami 7 miesięcy. Teraz miała według Lekarki-maksymalnie 2 lata.

Buba pojechała w ub.środę pierwszy i niestety ostatni raz do Weterynarza.
We wtorek podczas drugiego karmienia zabrałam Bubę w kontenerku-do domu. Była rzut kamieniem -na podwórku obok. Raz zapłakała na schodach. Pewnie się obawiała. Ale już w domu-po włożeniu do kenelu- siedziała w kącie cichutko. Nie ruszyła chyba kolacji. Może coś w nocy polizała. Rano kiedy do niej poszłam zauważyłam, że wylała miseczkę z wodą. Mogła ją nieuważnie wywrócić. Leżała na kocyku przed kontenerkiem częściowo go sobie odkopała kawałeczek. Ale żadnej rewolucji w klatce nie było, jak to nieraz robią koty, które chcą się pilnie wydostać. Wcześniej myślałam, że zrobiła tam malutko siusiu, ale potem sprawdziłam i było to trochę wody z owej miseczki.

W domu nie mam gorąco. Ludzie, ani pode mną, ani nade mną nie mieszkają. Zatem jest sporo powietrza pomimo- ciepłych pieców3. Tlen miała, bo było dobre powietrze. Raczej rześkie. Pomrukiwała gardłowo-chore koty tak często robią.
Nie było, ani tego ranka, ani poprzedniego wieczora żadnych zmian astmatycznych, czy problemów z oddychaniem, które mogłyby wskazywać, że istnieje taki problem.

Kiedy zeszłam z kontenerkiem, aby ją przekazać do samochodu-P.Mirkowi kotka nie wykazywała żadnej paniki. Siedziała spokojnie w jednym miejscu. Podczas drogi, bo dokładnie o to przepytałam, zupełnie nic się nie działo. Kotka siedziała cichutko na końcu kontenerka.
Kiedy przyjechali musieli 3 minuty poczekać, bo była w Gabinecie kobieta z kotem. Wyszła. Lekarka wzięła od P.Mirka kontenerek z kotką. Zaświadczenie o ewentualnym zabiegu sterylizacji- odłożyła na bok I powiedziała, że najważniejsze to pobranie krwi.
Lekarki były dwie. Moja i druga. Lekarka z Ukrainy, która już pracuje tutaj drugi rok. Wyjęła kotkę z kontenerka i położyła na stole. Próbowała ją zbadać i pobrać krew bez znieczulenia. Kotka nie walczyła jak lew, bo była na to zbyt słaba. Próbowała jednak ugryźć i cały czas chowała łapkę.

W tej sytuacji po jednym nieudanym podejściu Lekarka chcąc zaoszczędzić niepotrzebnego stresu kotce umieściła ją w klatce iniekcyjnej i podała tzw.głupiego jasia. Możliwą najmniejszą dawkę narkozy, bo widziała, że kotka jest apatyczna.

Wczoraj- wiem, że moze uznacie-że namolna jestem- ale czwarty raz rozmawiałam i już po raz ostatni z Lekarką- tym razem tą najstarsza stażem i dowiedziałam się dość ciekawej rzeczy. Otóż One zwracają bardzo baczną i szczególną uwagę na ilość podawanej narkozy. Inne Gabinety nie sterylizują i nie leczą - wolnożyjących na taką skalę i od tylu lat, bo po prostu się boją odejść. Z takimi kotami bywa różnie. Dlatego kot nie dostaje od razu pełnej dawki narkozy. Tylko połowę. I w zależności czy to wystarcza czy nie -potem podaje się dopiero drugą dawkę. Dla kotów jest to na pewno bezpieczniejsze wyjście. Mniej obciąża organizm i kot się szybciej wybudza i wraca mu forma. Wiele było przypadków na Forum- kiedy kot po zabiegu nawet po 3 dni dochodził do siebie.


Jednak Buba nadal nie wykazywała żadnych oznak, że ma takie problemy z układem krążeniowym. Gdyby takie wystąpiły w trakcie próby badania Lekarka zrezygnowałaby z pobrania krwi i w tym podania leku znieczulającego.
Buba pojechała ok.9.00. Trafiła do Gabinetu ok.9.30 na umówioną wcześniej wizytę. Dwa razy w poprzednim tygodniu i we wtorek, kiedy było wiadomo, że kotka w środę pojedzie. Wszystko było bardzo szczegółowo omówione wcześniej. Około 10.30 zadzwoniłam. Dostałam wiadomość, że kotka się powolutku wybudza z narkozy. Krew została pobrana choć z niemałym trudem, bo naczynka słabe i zapadnięte- kotka odwodniona nie była- jednak z tego powodu naturalnie rezygnujemy z zabiegu sterylizacji.
Pod koniec rozmowy Lekarka powiedziała, że dziwne, bo kotka zaczyna ciężko oddychać. Przestałyśmy rozmawiać- Myślałam, że może bardziej się wybudza i nawet przez moment nie pomyślałam, że Buba już żywa nie wróci do nas.....
Za 15 minut telefon. Spojrzałam, że dzwoni Lekarka i powiedziałam- o Boże tylko nie to. Telefon był za szybko od naszej rozmowy. To nie zwiastowało nic dobrego.
No i najgorsza- możliwa wiadomość. Kotka -nie żyje. Reanimacja serca się nie powiodła.

Chwilę potem płyn z opłucnej i worka osierdziowego- zszedł do jamy brzusznej. Duża ilość.
Buba- była bardzo poważnie chora- serce i pewnie wątroba - przy Kardiomiopatii należy unikać drastycznego obniżenia tętniczego krwi i nie można stosować leków o działaniu silnie obkurczającym naczynia krwionośne. Jeśli w trakcie wybudzania nie doszło do zatoru, bo to niewykluczone- mogłoby dojść do niego, w krótkim czasie po badaniu.

Koty chorujące na serce, a w większości- 2/3 przypadków chorób serca u kotów- jest to właśnie ta choroba, mają wady wrodzone- genetyczne. Często wykrywana u kota w wieku 1-5 lat.
Choroba może wystąpić nagle na każdym etapie życia. Kocięta mają ubytek przegrody międzykomorowej, zwężenie aorty oraz zwężenie tętnicy płucnej.
Koty starsze -kardiomiopatia przerostowa. Choroba mięśnia sercowego- nieodwracalne zmiany w jego strukturze, komórki mięśnia ulegają zwyrodnieniu. Zmienia się kształt,wielkość, elastyczność i kurczliwość, co prowadzi do utraty prawidłowego funkcjonowania serca.
W takiej sytuacji jedynym ratunkiem jest wczesne echo serca i zauważenie oznak choroby, w przypadku kota domowego na pewno dużo łatwiejsze, choć bywają przypadki, że kot skrywa dolegliwości. Można o tym poczytać w wątku zacytowanym przeze mnie. Tam młoda koteczka wykazywała ogromną aktywność a wet podczas osłuchu stwierdził, że serce jak dzwon i bez problemu można podać narkozę do sterylizacji. Można też wykonać dodatkowo badanie stężenia troponiny oraz peptydów we krwi. To jednak wymaga pobrania krwi do badania.

Zwykle o ile zmiany nie są drastyczne- można kotu przedłużyć życie o 2-4 lata. Podając leki i robiąc badania kontrolne przynajmniej co 3 miesiace.
W takiej sytuacji jedynym ratunkiem jest wczesne echo serca i zauważenie oznak choroby, w przypadku kota domowego na pewno dużo łatwiejsze, choć bywają przypadki, że kot skrywa dolegliwości

Unikać! DRASTYCZNEGO OBNIŻENIA TĘTNICZEGO KRWI, a to niestety się stało w momencie, kiedy ta minimalna dawka narkozy dostała się do krwioobiegu Buby.

Doczytałam dużo o tej chorobie- kot wykazuje zmniejszony apetyt, lub apetyt zmienny. Szybko można zauważyć utratę wagi, kot szybciej się męczy, staje się apatyczny ,częściej drzemie,a przy większym wysiłku ma problemy z oddychaniem. Ma gorsze samopoczucie. Zbyt długo odpoczywa po wysiłku fizycznym.Pojawia się powiększenie obrysu brzucha. Zaczyna zbierać się tam płyn. Mogą pojawić się omdlenia, wymioty, zasłabnięcia, bladość na spojówkach i dziąsłach.
Trudno o dużo wcześniejsze zauważenie takich zmian u kota wolnożyjącego i odpowiednie ich sklasyfikowanie. O ile kot nie ukrywa choroby prawie do końca. Trudno takie zmiany odczytać u kota domowego- najlepszy przykład- z wątku cytowanego powyżej.


Dla mnie jedyną i widoczną zmianą był gwałtowny spadek masy oraz zmiana zachowania i temperamentu. Ponieważ nie widziałam kotki przez dwa tygodnie inaczej odczytałam, to co się wtedy z nią działo.

Lekarka z największym stażem w naszym Gabinecie powiedziała mi, że gdybym nawet była wtedy przy Bubie- dla kotki mogłoby oznaczać to dużo większy ból i stres. Gdybyśmy na żywo usiłowali pobrać krew kotka doznałaby na żywo zejścia wody z opłucnej i w wyniku stresu- mogłaby odchodzić dłużej i bardziej boleśnie- dusząc się przy tym. Odeszła nieświadomie- próbując czerpać powietrze.
Myślę, że każde wyjście z tej sytuacji było trudne. Gdybym Bubę zabrała wcześniej do domu- prawdopodobnie całkiem przestałaby jeść. Nie miałaby też tak potrzebnej jej ilości świeżego powietrza. Gdybym jej nie zabrała i nagle znalazła ją martwą- nie mogłabym sobie tego darować. Gdyby była wtedy sama- mogłaby bardzo cierpieć, bo takie odejście mogłoby trwać nawet 2-3 dni. I faktycznie, albo bym ją wtedy znalazła-usłyszała- albo nie. A ona bardzo cierpiałaby z powodu tego, że się dusi. Stało się źle -ale mogłoby być znacznie gorzej. Ta lekarka z Ukrainy, która wtedy była- powiedziała, że Buba pożyłaby może jeszcze kilka dni. To było coś czego nie można było, ani wyleczyć, ani w żaden inny sposób pomóc. Ona już pracuje tam dwa lata i powiedziała, że pierwszy raz miała takie odejście. Można powiedzieć, że kotce został oszczędzony ból odchodzenia- wkrótce.


Bubuś- zawsze będziesz w moim sercu. Dziękuję Ci że byłaś z nami.
Proszę o wsparcie i udostępnianie zbiórki:

https://pomagam.pl/100kotow

iza71koty

 
Posty: 31670
Od: Sob sie 30, 2008 17:27
Lokalizacja: Szczecin

Post » Wto lut 06, 2024 19:57 Re: Robię co tylko mogę ........ Prosimy o wsparcie.

Pięknie to opisałaś, przytulam.

aga66

 
Posty: 6797
Od: Nie mar 05, 2017 18:46

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: kasiek1510, MakFlind, puszatek i 95 gości