Nemisia jest filigranową koteczką, taka kocia miniaturka - 3,3 kg.
Ale duchem jest wielka, jest po prostu tygrysem i to takim szablozębnym
W sobotę, oczywiście, że w sobotę i w ogóle w weekend, zaczęła kichać, mrużyć oczka, w ogóle taka jakaś "nieswoja". Ponieważ apetyt dopisywał wizyta u weta odbyła się dzisiaj.
Walczyła jak skrzyżowanie lwicy z niedźwiedziem jaskiniowym, skończyło się założeniem kagańca. Z przedniej łapki krwi nie udało się pobrać bo do łapek dostępu nie było, tak chowała i broniła. Można jej było oczywiście wyłamać łapki, ale uznaliśmy, że to zbyt radykalne, pobrano z tylnej (osobny rozdział to zdejmowanie opatrunku z łapki już w domu).
Wyniki za jakieś 2 dni bo cenna krew pojechała do idexxu. Dupka skłuta, od jutra antybiotyk już dopyszcznie + co drugi dzień zylexis, też w domu - już mi słabo na myśl o robieniu jej zastrzyków zważywszy dzisiejsze doznania/
Obejrzany nosek, oczka, uszka, obmacana, osłuchana, temperatura w normie. Infekcja, może też wiązać się ze spadkiem odporności bo przecież Nemi jest nosicielką chlamydii na którą była długo leczona w kocięctwie.
W zasadzie jestem nieżywa. Pomijając oczywiście fakt, że jak głupia wrzuciłam sobie w internet pytanie co może znaczyć katar u kota. Uzyskałam całą serię odpowiedzi, jedną bardziej dramatyczną od drugiej miałam więc bogaty materiał do rozpuszczania wodzy wyobraźni, już prawie się z nią żegnałam
A przecież mam koty nie od wczoraj i wiem, że katar może być po prostu katarem, przeziębieniem bądź jakimś wirusem
Teraz mała krąży wielce zadowolona z siebie, wymusiła już drugie śniadanie, obiad, poobiadek i małą przekąskę bo przecież należało się po tej traumie
Krążownik, wersja łagodna ( w wersji porannej była to żarłacz błękitna, gdyby ktoś miał szansę zrobić zdjęcie)
