
Już jak jechałyśmy ze schroniska do domu to darła japę całą drogę, a w domu wyszło, że mimo że nie jest kociakiem bo ma 1,5 roku ma świra większego od nich. Okresu adaptacji nie było, od razu gwiazdorzyła i się turlikała na łóżku. Wiadomo, że się musi bawić, ale wstaję czasem 3 razy w nocy bo biega jak opętana z okrzykiem najeźdźcy, wszędzie musi wleźć. Ostatnio łapałam w locie TV. Nie za bardzo słucha zakazów. Bawię się z nią , głaszczę ale i tak ciągle domaga się uwagi, czasem łapie za nogi i gryzie. I ciągle miaukoli, przychodzę z pracy to już słyszę miauki pod drzwiami, robię sobie jedzenie to darcie chociaż ma swoje. Ja nie wiem jak ja wyjadę na parę dni gdziekolwiek, ktoś wezwie straż miejską

Narozrabia a potem się przymila, ociera i mruczy, znacie Tygrysa z Kubusia Puchatka? To jej alter ego, fizycznie też. Ja wiem, że wcześniej miałam bardzo spokojną kotkę, ale czasem nie wytrzymuję z tym rudym diabłem tasmańskim.
Zna ktoś jakieś sposoby, zwłaszcza na to jej darcie japki ? Inny kot odpada bo nie lubi, bawię się z nią, już myślę o wodzie święconej. Przecież to nie kociak
