Zacznę może od początku. Paja ma niecałe 17 lat - może trochę mniej,a może więcej, tego nie wiemy na pewno, bo jest kotem przygarniętym z podwórka. Od kiedy ją znamy raczej nie miała większych problemów ze zdrowiem, była regularnie badana przez wetów. Czasami zdarzały się jej epizody wymiotowania bezpośrednio po jedzeniu (miała tendencję do szybkiego jedzenia dużej ilości karmy i zwracania jej chwilę później) oraz dziwne duszności, wyglądające mniej więcej tak, jakby jakaś wydzielina spływała jej z zatok (?) i zatykała nos. Duszności ustępowały samoistnie. Byliśmy z obiema przypadłościami u wielu wetów, ale nikt niczego konkretnego nie zdiagnozował - wyniki krwi miała przez wiele lat wszystkie w idealnej normie, RTG klatki też nic nie wykazywało, więc zrzucano to zwykle na kompulsywne jedzenie i jakieś początki kociej astmy lub kwestie alergiczne. Tak żyliśmy sobie we względnym spokoju aż do tego miesiąca, kiedy na jej poduszce znaleźliśmy plamki krwi. Początkowo myśleliśmy że to z pazura (czasem zdarzy się jej zaczepić o coś i w panice się szarpie), bo po obejrzeniu kota nigdzie nic nie byliśmy w stanie zlokalizować, ale gdy po kolejnych dniach plamki znów się pojawiły i były większe, pojechaliśmy na cito do weta. W lecznicy udało nam się ją w końcu całościowo obejrzeć (w domu jest trochę "niedotykalska") i okazało się, że ma dziwną, okrągłą, wypukłą zmianę na skórze (w dołku, pod pachą, prawa przednia łapa) i tą zmianę właśnie prawdopodobnie wylizywała sobie i drapała, stąd ranki i krwawienie. Został pobrany wymaz cytologiczny ze zmiany i ponieważ nie była na czczo, umówiliśmy się na kolejny termin, na badania krwi, aby ocenić, czy można podjąć się zabiegu usunięcia zmiany. Dostała też Clavaseptin aby zasuszyć rozdrapaną ranę i uniknąć zakażenia. Dwa dni później (piątek 10.11), Paja dostała poważnej duszności, która sama nie mijała, niebardzo chciała wstawać, pić czy jeść, więc znów pojechałam z nią na cito do weta. Podano jej Dexa-ject i Prednicortone (który mieliśmy podawać też w domu przez weekend) i pobrana została krew (pełen profil geriatryczny). Duszność ustąpiła, kot czuł się lepiej, apetyt wrócił, był wręcz nadmierny (pewnie po sterydzie), zmiana nie krwawiła i ładnie się zasuszała. W poniedziałek 13.11 dostaliśmy wyniki badań - diagnoza: zapalenie trzustki i wątroby...
limfocyty ilościowo - obniżone = 0.50 tys/ul (norma od 1,1) i procentowo = 5,2% (norma od 20),
podwyższone neutrofile segmentowate = 86,5% (norma do 75),
podwyższone monocyty procentowo =5% (norma do 4),
podwyższony AST (GOT)= 127 U/l (norma do 44),
obniżony potas = 3,8 mmol/L (norma od 4,1) i 14,9 mg/dl (norma od 16),
obniżony magnez=1,5 mg/dl (norma od 2,1),
podwyższona lipaza DGGR = 59 U/l (norma do 45),
podwyższona alfa-amylaza =2060 U/l (norma do 1248).
Pozostałe parametry, w tym fruktozamina, glukoza i nerkowe w normie.
Dostałam też info, że wymazie cytologicznym z tej zmiany na skórze- wyszły jakieś komórki atypowe

Poza tymi kiepskimi wynikami Paja nie wykazywała jakoś specjalnie objawów chorobowych. Była nieco mniej aktywna może, ale nie wyglądała jakby miala bóle brzucha, nie było wymiotów ani biegunki, co najwyżej wręcz odwrotnie - kupę robiła co ok 1,5 doby (wcześniej codziennie). Zlecono nam odstawienie poprzednich leków i podawanie doustnie Metrobactin (2 x dziennie) plus przejście na karme dla trzustkowców i podawanie Amylactiv Digest 2 x dziennie z posiłkami. Przez 2 dni, choć było ciężko, podawaliśmy Metrobactin ale mieliśmy wrażenie, że nie ma za dużej poprawy. Paja traciła apetyt i mniej piła. Trzeciego dnia nie chciała już jeść ani pić, więc znów pojechaliśmy do weta. Pobrano kontrolnie krew - tylko aby sprawdzić AST (GOT)= 96 U/l (norma do 44) i lipaza DGGR = 58 U/l (norma do 45). Założono wenflon na łapę i zlecono codzienną, 8-godzinną hospitalizację w trakcie której podawane są dożylnie Mteronidazol 0,5%, Prevomax 10mg/ml, Helicid 40mg i za pomocą pompy wlewane jest WET PLASMALYTE chyba 200ml. Bidusia na maxa zestresowana ale ma w lecznicy świetną opiekę i starają się, aby miała względy spokoj, więc daje radę znosić te wlewy i hospitalizację. Przez pierwsze 3,5 dnia takich wlewów było ok, po powrocie do domu rozluźniała się, sporo piła, miała apetyt i nawet dużo jadła. Niestety od wczoraj rana jest jakby gorzej. Znów jest mało aktywna, głównie leży, niebardzo chce pić i jeść. Wczoraj po powrocie z hospitalizacji też nie było w porządku - wydawała się strasznie przygaszona, umęczona (długotrwały stres?), zjadła tylko 1 raz kilka chrupków, zrobiła kupę i siku i głównie spała. Zdjęto też wczoraj wenflon, bo podobno trzeba go zmieniać co kilka dni, ale niepokoi mnie, że łapa na której był była nieco spuchnięta, choć dziś jest już trochę mniej. Zostały nam jeszcze 2 dni hospitalizacji dziennej i wlewów - dziś i jutro, ale widzę, że jej stan jest jakby gorszy zamiast lepszy. Dziś tylko 1 raz piła, polizała tylko parę razy galaretkę z puszki, nadal jest mniej aktywna, trochę się chowa i głównie śpi

Czy ktoś z Was miał podobny przypadek problemów trzustkowo-wątrobowych? Może jesteście w stanie coś doradzić w kwestii leczenia? Może powinnismy coś zmienić/nakierować wetów na coś? Będę wdzięczna za wszelkie rady. Od czasu pojawienia się jej choroby jesteśmy kłębkami stresowo-nerwowymi, słabo śpimy i jemy bo bardzo się o nią martwimy
