Nie przeszkadzało mu też w nocy wejść do kartonowego pudła i runąć z hukiem w dół z szafy w tym pudełku.
Jakie to to szalone.
Ostatnio w nocy strasznie daje popalić.
Wybaczam mu bo chyba wiem czemu ... Nim ja się wykaraskam z pracy, odbiorę mlodą, załatwię sprawy z EMI to on biedak siedzi sam cały dzień i potem ma wywściek na noc... I kiedy ja mam " ufff... Nareszcie w domu, można się przespać po całym dniu' to on ma " ufff, nareszcie można się pobawić po całym dniu samotności".
Z kiepskich wieści napiszę że chyba znowu badanie kału nam nie wypali.
Zebranie kooo z 3 dni w przypadku Emi graniczy z cudem. Pierwszą zebralismy w czwartek. Wczoraj był dzień przerwy. I już klapa. Dzisiaj kolejne podejście. Zebranie 3 dni po kolei to wyczyn.
Emi je mało więc załatwia się nieraz raz na 2 dni. Czasem biegunką.
Kładę nadzieje w maści na apetyt, że ona trochę ruszy to trawienie i się wrescie uda....
Z tym kałem biegunkowym to jest taki problem że jest mieszaniną że żwirkiem i weci go już odrzucają. Już tak było więc staramy się ostrożnie. Do tego jak są 2 koty i znajduje się kooo w kuwejcie to nie zawsze wiadomo którego to więc musi być " na bieżaco".
Wczoraj udało się zebrać mini bobeczka. Bardzo twardego i małego. To że Emi robi takie małe kupeczki mnie nie dziwi bo malutki je. Natomiast niewyjaśnione jest to dlaczego raz ma zatwardzenie a raz biegunkę. Ciągle się zastanawiam czy nie powinna dostawać nadal probiotyku.
Przestała popijać rosołki a zaczęła podjadać suchą. Niech je cokolwiek byleby jadła. Mam nadzieję że jedzenie jej się utrzyma. Dostaje maść na apetyt.
Tabletkami na rozpuszczenie kamienia w pęcherzu pluje na kilometr. Ma 2 tabletki wyciskane z kapsułki do pyszczka. Dostała ode mnie musy do tabletek. Musy je chętnie. Muszę więc ich dokupić bo fajnie by było jej jednak te tabletki jakoś wcisnąć. Ale chyba wraca do siebie jednak skoro ma jeszcze siłę na walkę przed zażywaniem leków.
Niekniecznie. Też o tym myślałam ale to się dzieje bez względu na to co je. Nie możemy zaobserwować co to powoduje. Nieraz robi mini suchego bobka a nieraz z niej fuknie wodospad...
Na szczęście teraz jakby w miarę.
Nie wiem czy ten stan nie był spowodowany jednak cukrem kurcze....
EMI nieco lepiej za to powodów do zmartwień dostarczył nam Kapitan. Zaczął się drapać jak szaleniec. Do tego jest bardzo nerwowy. Od kilku dni daje już popalić w nocy i podejrzewam że jedno jest powiązane z drugim.
Wybieramy się do weta jak tylko uda się wbić jak najszybciej. W międzyczasie zastanawiam się co mogło się podziać. Kapitan dostał kilka puszek innych niż swoje ale dosłownie je liznął. Kupiliśmy też 3 nowe opakowania żwirku. Do tego ostatnio kupiłam animondę do lizania z maty węchowej. Nic innego nowego chyba nie było.
Będę jechała do weta najprawdopodobniej jutro to chyba tą całą zgraję zgarnę i pojedziemy we trójkę.
Przy tej okazji sprawdzimy Walduchowi zagojone zęby bo martwi mnie jeden kawałek. Zrobiła się mu taka jakby dziurka w miejscu szycia i zbiera się tam brud i jedzenie...
Kapitan pojedzie pokazać się bo przez te 3 dni wydrapał sobie trochę sierści.
A o EMI muszę jeszcze zadzwonić zapytać czy ją fatygowac bo udało się zebrać i oddać kał do badań i wynik będzie jutro.
Powinnam zrobić mocz z posiewem ale muszę się liczyć z kasą póki co. Ponadto bierzemy tabletki na rozpuszczenie kamienia więc za ok 2 tyg będzie potrzebna kolejna kontrola moczowa.
No właśnie nie wiem czemu nas takie losowe historie trzymają. Za każdym zabiegiem myslę sobie " uffff...to bedzie już koniec…. Przecież nie będzie się to tak ciagło' . I bam, coś nowego i coś nowego.
A z mojej wizyty łączonej nie wyszło nic. Dzisiaj jadę sama bez zwierzą odebrać wyniki Emisi i kupić leki.
Na szczęście bierze tabletki całkiem fajnie i apetyt jej wraca.