Chyba wykaraskałyśmy się zdrowotnie.
Chciałabym żeby wszystko mijało jak to nasze przeziębienie.
Niestety...
Są choroby i stan, które są ostateczne.
Wydaje mi się że ten moment zbliża się nieuchronnie dla EMI.

Od 3 tygodni jest w intensywnym leczeniu. Jest w klinice prawie że codziennie. Badanie, leki , kontrola. Wymioty. Biegunka. Znowu badanie leki kontrola. Sprawdzamy jelita bierze probiotyk. Za chwilę kamień w pęcherzu. Leki na kamień. Złe wyniki tarczycy. Leki na tarczycę. Polepszenie. Wahanie cukru... Nie ma chwili żeby coś było dobrze. Walczymy na siłę.
Weterynarze nie mogą znaleźć jednoznacznej przyczyny i rozwiązania a ona niknie w oczach.
Zrobiliśmy wszelkie badania... Kilka razy krew, mocz, USG...
Przyjęła kilka blistrów leków i... Nic.
Nie je. Nie pije. Nie wstaje. Siła pod siebie. Leży. Jest nawet problem z badaniem kału bo puszcza biegunkę pod siebie...
Mruczy tylko nieznacznie jak ktoś do niej podchodzi i wyraźnie przejawia chęć kontaktu.
Padło hasło eutanazja ale to nie takie proste. Oswajam się z tym ale jeszcze chcę o nią walczyć.
To straszne ... Jestem załamana