Trochę mnie Wasza koncepcja zmartwiła, bo... wycisnąć Marlona to będzie niezłe przeżycie. Może lepiej sama mu to siusiu złapię w kuwecie, zanim mi cała przychodnia ze strachu się zabarykaduje.
Tymczasem, kiciuś bierze rozmach. Ogon zostawił w spokoju (pewnie chwilowo, bo jednak sam z siebie nie znika), za to postanowił doprowadzić mnie do amputacji rąk

A było to tak.
Śpię sobie w nocy słodko, na brzuszku (wiem, niezdrowo), a kończyny górne mam wyciągnięte przed siebie. I nagle czuję jak mi się na nich mięciutki brzuszek mości. A potem obraca się na grzbiecik, wydaje z siebie jakieś błogostanowe dźwięki i kółka do góry wyciąga. Jak miło, jak błogo

Zasypiam sobie jak utulona w puszku i śnię. W pewnym momencie sen miły przeradza się w zapowiedź martwicy

Przebudzona lekko usiłuję wydobyć kończyny spod zadowolonego cielska mojego miłośnika, a ten mi złowieszczo sapie: mru, mru. Rozumiem, że mam "ani mru mru", Jaśniepan ma swoje potrzeby, usiłuję dospać, nie ignorując jego wymogów (gdyby koty były moimi szefami, nie miałabym problem z dyscypliną i nie musiałabym się męczyć na samozatrudnieniu). Ale po chwili sen wraca, a nim moje gałęzie są siwofioletowe, a chirurg ma uśmiech szeroki widoczny przez białą maskę. Nie bez kociego ruchu oporu wydobywam jedną rękę. Mrrrrru - powiada z przyganą kot i uwala się całym ciężarem na drugą rękę. Wysuwam ją najciszej jak mogę. Mrrrrru - widać że się Rudzielec nie daje załapać na moje wybiegi. Wstał, machnął mi szczątkiem ogona prosto w twarz i... położył się obok, przylegając mi szczelnie do nosa. Nie wiem, jak inni współspacze długowłosych kotów, ale ja już opracowałam unikalną metodę oddychania przez futro
A swoją drogą jak można miewać koszmary częściowo przyjemne? Śniło mi się, że byłam w miejscowości na Istrii, gdzie robią z rozmachem turnieje rycerskie (prawdziwe). No i przypomniałam sobie, że jest tam arcyświetna niszowa perfumeria (to nieprawda, jedyna jaką widziałam, była w Rijece - ale była genialnie zaopatrzona w marki, których nie znałam). Buteleczki były arcydziełem, zapachy - no trudno się zdecydować, czuję te drzewne i dymne nuty, a pracownicy szykują się do zamknięcia i mi kolejno te flakony do szuflady pakują. Łapię desperacko jeden, z kartą tarota i ... w torebce brakuje mi portfela. Płacę blikiem. Ale w drodze powrotnej idę z właścicielem i on mi klaruje, że my Polacy jesteśmy durniami i śmierdzimy gorzałą. Ze złości angielski mi wyparowuje i nie mogę się wysłowić. A na głównym placu okazuje się, że autokaru nie mam, bo mój wspólnik się wkurzył i powiedział, że jadą beze mnie to się nauczę ludzi szanować.
Brrrr.
To już wolałam wstać.
A dalej czuję te piękne kompozycje i widzę wymyślne buteleczki
