Łapek nawet nieźle za laserkiem wczoraj w te i wewte ganiał. On zresztą gdy biegnie radzi sobie dużo lepiej niż gdy chodzi, bo wtedy widać że kuśtyka na trzech łapkach. Jak biegnie, to niczym się nie różni od każdego innego kota. Nawet Gruby dał się namówić na kilka galopków. Tylko Kicia popatrzyła z politowaniem, że niby co, ma to łapać?
Skoro o Kici mowa...
Jutro minie 5 lat jak zamieszła z nami Kicia, zwana też Kicicą.
Wzięta z dworu, gdzie przez dobrych kilka lat - licho wie więc ile teraz "ma na liczniku" - była dokarmiana i dobrze sobie radziła. Teoretycznie wzięta tylko po to, żeby podleczyć uszka, które zdaniem mojej żony były chore. Uszka okazały się zdrowe (a tylko podrażnione przez słońce), ale z kolei w paszczy działo się niefajnie i parę ząbków trzeba było usunąć. A potem przecież musiała zostać aż się zagoi. No i została - na stałe. Na początku nie była specjalnie tym zachwycona, bo za oknem widziała swe dawne królestwo, i troszkę popłakiwała z tęsknoty za wolnością. Ale szybko doszła do wniosku, że co tam, bycie domowym kotem jest w porządku. Towarzyska i przylepna w stosunku do ludzi, ale na swoich zasadach. Lubi inne koty, choć do pojawienia się Łapka te inne koty tego specjalnie nie odzwajemniały - Mopik ją ignorował a Kropek wprawdzie lubił, ale jednak trzymał ją nieco na dystans. Kicia po tych pięciu latach do dzisiaj ma rozmaite dzikusowate nawyki - czasem się łasi do nóg (i to nie tylko gdy się kroi mięso), a czasem ucieka na widok człowieka (acz bez paniki). Na ręce czy na kolana brać się nie pozwala. Uwielbia głaskanie (od razu mruczy... i wypina zadek), po latach dała się przekonać do czesania.
Tu jedno z pierwszych zdjęć...

...A tu tak kwartał później
