Przybłąkała się do mnie mała koteczka (ok. 9-12 tyg.) - od razu pojechałam z nią do weterynarza który stwierdził kk - podał antybiotyk, glukozę i jeszcze jakieś 2 dodatkowe zastrzyki (miała gorączkę). Z racji tego że nie bardzo chciała jeść zestaw glukoza i antybiotyk dostawała 5 dni z rzędu (z ewentualnymi witaminami). Piątego dnia gorączka ustała, późnym wieczorem kiedy wróciłam do domu kot przestał mieć siłę trzymać się na własnych nogach...po przewiezieniu jej na opiekę nocną lekarz stwierdził że glukoza i ciśnienie są tak niskie że nie są w stanie ich oznaczyć, a temperatura spadła do 34 stopni. Po podaniu glukozy podobno nie było reakcji organizmu, testy wykazały że to panleukopenia i zasugerowano żeby pozwolić małej odejść co z wielkim bólem zrobiłam...nie potrafię sobie poukładać w głowie że doszło do takiej tragedii, szukam informacji co mogłam zrobić lepiej dla tego malucha - co zrobić żeby w przypadku kolejnego nie dopuścić do takiego strasznego scenariusza..
Tak - rzeczy z których korzystała zutylizowane, powierzchnie w domu odkażone, planuję ozonowanie i kolejnego kota najszybciej za pół roku, drugi kot regularnie szczepiony, zdrowy.
Pocieszcie jakoś...


