Dziś będzie jaka tom ...zarobiona z rana
Będzie jak z poświęceniem targam pitolone wiaderka i butle z gorącą wodą bo mróz był. Chodniki i asfalt suchy, cudnie błyszczący od mrozu i cholernie niebezpieczny. Krokiem prawie baletnicy sunęłam ci ja ku michom w duchu błagając by widowiskowego orła nie wywinąć. Zaliczyłam kolejne przystani. Doszłam do wiewiórkowego stoiska. Bananki, owoce, przede wszystkim orzechy... No i woda. Postawiłam wielbłądzie obciążenie, zrobiłam wyprost i szlag mnie trafił.
Nie ma słoniny. Grubej, wypaśnej, zawieszonej na plastikowych opaskach. Których nazwy zawsze nie pamiętam. Został tylko kikut z jednej plasticzanej części. Zagotowało się we mnie . W duchu klęłam na dziadersa co zerwał słoninkę
Wykładając frukty, zmieniając wodę klęłam sobie w duchu. Przyszło mi nawet do głowy by kartkę wywiesić "czego ci dziadu słonina przeszkadzała?!"
Coraz bardziej mi się ten pomysł podobał. Obeszłam okolicę przy badziewiastym świetle szukając resztek. I miejsca na nową zawieszkę tłustą. By w oczy innym nie koliła. Pomyślę, pomyślałam. I manatki zgarniać zaczęłam ,się do dalszej drogi szykując . Raz jeszcze spojrzałam na smętne, puste miejsce. Nie wiedzieć czemu sięgnęłam ręką ku wystającej części. Ostatnie pożegnanie
Przepraszam dziadersa




Nie mam się czego wstydzić (mówię o nazwisku). Nie robię nic złego. Więc poszło po całości. Czy zauważyliście ,że tylko ja i Aśka Popko jedziemy z pełnymi "danymi". Młode wolontariuszki, robiące tyle dobrego w fundacji, wypowiadają się pod imionami. To jest przykre okropnie. Sami na własnej skórze odczuwamy i odczuwaliśmy wykluczenie przez ludzi. Chamskie odnoszenie się do nas. Obelżywe słowa. Nazwanie smrodziarzami i takimi tam. Raptem staliśmy się wygnańcami. Smutne ale to pokazało tak na prawdę kto jest naszym przyjacielem. Prawdziwe twarze ludzi. Ludzi nie interesuje, jak żyjemy. Ich interesuje ile mamy kotów i za co ich utrzymujemy. Od sąsiadów do księdza zawsze są pełni rad jak mamy swoją forsę wydać. 



Wróciłam więc i dołożyłam wątróbki i nerek. Od razu weszła pod daszek nie czekając aż klamoty zbiorę. Ogarnęłam obok placyk z piredzielomego puchu 