Nie wiem czy dział odpowiedni, dopiero dołączyłem do forum, więc proszę mi wybaczyć.
W poniedziałek trafił do mnie 6-tygodniowy kocurek. Wiem, że bardzo młody, ale to był bardzo prosty wybór pomiędzy wzięciem kota a zostawieniem go na gospodarstwie.
Kociak lgnie do człowieka, jest bardzo komunikatywny, towarzyski. Do kuwety nauczył się załatwiać niemalże od razu.
Jednak, jak to mały kotek, psoci. Mebli nie niszczy, pewne zainteresowanie kablami wykazuje, ale bez przesady.
Za to jednak uwielbia wręcz atakować ręce, stopy, cokolwiek.
Jak z tym walczyć? Czytałem, że nie powinno się kota jakkolwiek karać, a zwyczajnie ignorować. Różnie to ignorowanie działa, zwłaszcza że atakuje niemalże przy każdej próbie pogłaskania,
dotknięcia, wzięcia na ręce. I nie, to nie jest agresja, to nie jest poczucie zagrożenia, to po prostu świetna zabawa. Kot w ogóle nie jest strachliwy, nie widziałem jeszcze, żeby się czegokolwiek wystraszył.
Mały czołg

Zauważyłem, że pewien pozytywny skutek przyniosło odstąpienie od ciągle pełnej michy, tylko dawanie dzieciakowi jeść, jak poprosi (jestem teraz większość czasu w domu, więc mogę to nadzorować).
Zaatakować potrafi nawet, jak jest rozmruczany i piszczy, żeby go wziąć na ręce. Taka zabawa.
Druga sprawa - po prostu szaleje, co ja oczywiście rozumiem, ale nie w porach w których powinien szaleć (pobudka dziś w nocy o 4:40, bo kociak urządził sobie gonitwę pomiędzy łóżkiem a domko-drapakiem).
Nakupowałem mu zabawek, zrobiłem mu w pokoju tor przeszkód, po którym lata jak rakieta, staram się go wyżyć w ciągu dnia, ale to dalej za dużo nie daje.
Kotek jest póki co zamknięty w jednym dużym pokoju (ze względu na 2-letnią rezydentkę w domu), ale ma tutaj naprawdę dobre warunki, cały pokój może oblecieć bez dotykania ziemi, dużo różnych zakamarków.
Jak tego łobuza uspokoić? Jakie metody wychowawcze wprowadzić, żeby nie wychować go na małego zabijakę? Wszystkie te jego zachowania rozumiem, względnie toleruję, ale chciałbym być w stanie jakoś nad tym wszystkim zapanować, przynajmniej częściowo. Bo rozumiem, że to jest malutki kotek i zwyczajnie bawi się tak, a nie inaczej, że musi się wyszaleć.
Kolejna sprawa - rezydentka. 2-letnia dość dzika kotka, która większość czasu spędza poza domem. Wzięta w wieku 4-5 miesięcy z podwórka, już wtedy była dość zdziczała. Było kilka kontaktów jednego z drugim - na rękach, przez szparę w drzwiach, przez szybę czy nawet razem na podłodze w pewnej odległości - kotka puszy się i syczy/warczy. Oczywiste jest to, że nie będę w nieskończoność izolować futrzaków. Jak więc sensownie zapoznać ze sobą te koty?
Wiem, że są terytorialne, dominujące, gdzieś słyszałem, że rezydentowi trzeba pozwolić malucha ustawić do pionu, nawet żeby łapą trzepnął itd.
Wyszedł przydługi post, ale zwyczajnie wolę o wszystko się dokładnie zapytać, niż popełnić błędy, które mogą zaszkodzić zwierzakowi (zwierzakom) w przyszłości.
Pozdrawiam.