Jeden z kotów które dokarmiam ma świerzb, przy ostatnim karmieniu udało mi się zajrzeć mu do uszu i niestety było w nich aż czarno. Kot nie jest całkiem zdziczały ale nie daje się dotknąć. Nie mam pojęcia jak go złapać, a jeśli nawet jakoś by mi się to udało to co dalej? Nie mogę wziąć go do siebie na czas leczenia, mam 11 kotów w tym dwa około piętnastoletnie, które w dodatku są nerkowe. Nie stać mnie na płatny szpital dla kotów, wiem, że w okolicy przynajmniej jedna lecznica oferuje takie usługi ale po pierwsze - cena jest dość wysoka, a po drugie - klatki które mają są bardzo małe, to bardziej duże klarki dla gryzoni niż dla kotów. W dodatku w tym samym pomieszczeniu są tez czasem przetrzymywane psy (chociaż być może coś się tam zmieniło od czasu gdy tam byłam). Nie mam klatki do łapania i nie dysponuję samochodem. Jednym słowem jestem w dość beznadziejnej sytuacji, a przy okazji również ten nieszczesny kot.
Kot pojawił się na działkach ok. 2016,od tego czasu radził sobie w miarę dobrze chociaż na początku był bardzo zdezorientowany i wystraszony, nie znał gotowej karmy dla kotów więc mimo pełnych misek często chodził głodny, jadł tylko twaróg i rozmoczony chleb. Teraz je wszystko, nie walczy z pozostałymi kotami, jest wykastrowany.
To jest ten kot:


Właściwie nie wiem czego oczekuję pisząc ten post. Na pewno bardzo potrzebna byłaby pomoc z klatką i przetrzymaniem kota na czas leczenia. Kot jest na działkach w Chylicach (okolice Konstancina)