Lato, uchylone okna mamy
przez te okna wpadaja rozne takie zywocinki. No to wlecialo takie cos co brzeczalo. Mamut najpierw wystawil zwierzyne niczem wyzel uzytkowy, nastepnie rozgalopowal sie na parapet.
Na parapecie gonil, lapal, robil "hyc hyc hyc" do zwierzyny... hyc hyc hyc..... hyc hyc... majt, tuk, dup... Mamut na podlodze.
patrze uwaznie, jest ok. Mamut sie pozbieral, otrzepal, zywocinke zamordowal Roll.
Po chwili Mamut wraca dumny i blady... no wlasnie, jakby blady... patrze ja uwaznie, a Mamut na nosie ma. Znaczy krew ma. TZ wskoczyl w bloki stratowe, jakbysmy na pogotowie jechac musieli, zlapal Mamuta, ja zlapalam apteczke i dawaj woda utleniona przelewac i gazikiem przecierac. Mamut na to wierzgajac z lekka z pewna taka niesmialoscia "noco noco noco no wezcie przestancie

Mamucisko o blat biurka zgolilo sobie wlosy na nosie i przy okazji nieco skory

Wzrokiem wyobrazni widze juz wstrzas mozgu, obrzek malego mozgu, wymioty i inne atrakcje. A Mamut co?
Mamut drugim dniem rano przylazl na parapet. Rozejrzal sie. Pobiegal. Zrobil hyc hyc hyc. I zlecial.