Łapiemy.
Na razie nowego burego kocura zostawiłam. Przenieśliśmy się na korty. Podobno to czarne co zostało jest kotką. Wnioski są wyciągnięte po tym jak zaobserwowano wielkie zainteresowanie nią kawalerów. Podobno strasznie dziczy się. Patrząc na Fibusia nie dziwi mnie. Była dziewczyna rano (chyba to ona bo malunia jest) ale nawet nie zainteresowała się. W świetle czołówki tylko oczka błyszczały.
Obok jest dom. Pozwolili nam postawić u siebie łapkę. Choć boją się ,że ich kot wejdzie. Zostawimy tam naszą, stabilną, otwartą przez tydzień. Niech nawyknie. W weekend można będzie systematycznie zaglądać więc uzbroimy wtedy wszystko. Takie są plany.
Po zmianie czasu znowu ciemnio i zimno. Tylko ptaki nie patrzą na porę wyśpiewując swe trele. Mrówki też się pobudziły. Usypują swoje misterne kopczyki z kuleczek ziemi czyszcząc przejścia. Nie jeden architekt nie ma takich zdolności. Z dnia na dzień zieleń rozpaskudza się. Piękna wierzba, taka tradycyjnie uformowana, zmieniła swoje wiszące dredy na seledyn. A forsycje są już zamuskane dyskretnie promieniami słońca. Listeczki przebijają się na każdym krzewie i drzewie. Przyroda ożywa.
Wiecie ,że o tej porze już wiewiórki szaleją po sosnach? W mroku słychać tylko ich ćwierkanie i sypiące się oddarte resztki kory.
Dziś, na tle burego nieba, zobaczyłam "swoje" synogarlice. Para siedziała na nagim konarze i wymieniała burzliwe zdania. Chyba baba zmywała gościowi ogon, tak jazgotała. Jakbym siebie słyszała.

Od lat dwie rodziny bytują w lesie. Piękne i dostojne ptaki.
O dziwo sroki dziś milczały. Zaskoczył ich czas?!
Dni są coraz cieplejsze. Pobudziły się motyle. Smuci mnie ich wczesna aktywność gdy jeszcze nic nie kwitnie. A noce bywają zimne.