jak widze, ile kociat co roku przychodzi na swiat, to sie tak zastanawiam, kiedy sie uda zapanowac nad ta sytuacja

Wydaje mi sie, ze jest kotow coraz wiecej, a przeciez sterylki ida masowo, kazdy zaangazowany tnie wszystkie kotki, ktore tylko im w rece wpadna, nasze schronisko ciacha przynajmniej 2 dziennie/5 dni w tygodniu/caly rok. Robia to juz od chyba 2, 3 lat. Jakby to policzyc, to wychodzi min 1000 kotek wysterylizowanych. Z tych kotek nie ma przynajmniej 3000 kociat, co w skali roku daje 6000 kociat (2 mioty rocznie). Te kociaki nie przyjda na swiat i nie bedzie przynajmniej 3000 kolejnych kotek.
Efekty powinny byc juz widoczne

a tu nic, a wrecz gorzej
Przeciez jakies 10, 20 lat temu, nie bylo chyba tak dramatycznie (nie wiem, wtedy nie interesowalam sie), ale nie robilo sie wtedy sterylek na taka skale.....
Czyzby ludzie stali sie wrazliwsi i wiecej widzieli, chcieli pomoc?
Czyzby kotow nadal przybywalo mimo tak szeroko zakrojonej ostatnimi laty akcji sterylizacji?
Kiedy to sie skonczy? Kiedy mozna bedzie powiedziec "stanelo wreszcie", "zaczyna maleć" ?
Niech mi ktos to wyjasni, ktos, kto w tym siedzi latami..... ja tak bardzo bym chciala uslyszec, ze sytuacja zaczyna byc pod kontrola
Mysleliscie nad przyczynami takiej sytuacji? Dlaczego nadal nie ma poczucia panowania nad tym nawet odrobine

Czemu mam poczucie, ze ciagle jest to syzyfowa praca? Przeciez wiele lat temu tego tak nie bylo chyba widac, albo ja sie nie rozgladalam. Niech ktos mi postara sie odpowiedziec na te pytania

Mowie glownie o kotach wolnozyjacych, nie takich, ktore rodza w domu.
Swiadomosc ludzi wzrasta, jest lepiej niz 10, 20 lat temu. Sterylki sa powszechne, duzo bardziej znane niz 10, 20 lat temu, a tu nic, nic lepiej
